Demonstrację zorganizowano pod oknami ambasady Stanów Zjednoczonych w Meksyku. Początkowo protestujący wznosili jedynie antyamerykańskie okrzyki, jednak zachęceni spaleniem flagi USA i kukły Wuja Sama, ruszyli na mur odgradzający ich od budynku. Szturmowi ambasady zapobiegły dopiero oddziały policji, które spacyfikowały tłum. Bush tymczasem zwiedzał w towarzystwie prezydenta Meksyku Felipe Calderona ruiny miasta Majów Uxmal oraz Półwysep Jukatan. To już piąta wizyta obecnego lokatora Białego Domu w Meksyku, jednak po raz pierwszy odwiedził on stolicę kraju, a jego obecność mogła stać się jedną z przyczyn zamieszek. Głównym powodem rozruchów była natomiast amerykańska polityka imigracyjna i handlowa, która już od lat nie cieszy się popularnością w Ameryce Łacińskiej. Gniew i krytykę wywołała zwłaszcza wczorajsza deklaracja Busha, o planowanym zaostrzeniu przepisów imigracyjnych przez USA, między innymi poprzez zbudowanie większego muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Negatywnie do tego pomysłu odniósł się prezydent Calderon, Meksykanie stanowią bowiem ponad połowę z 12 milionów nielegalnych imigrantów mieszkających w Stanach Zjednoczonych.