Wielu z protestujących wyraziło swoje negatywne opinie podczas przemówienia wygłaszanego przez burmistrza Budapesztu . Musiał być on chroniony parasolami, jednak nie przed deszczem, lecz przed rzucanymi w jego stronę jajami. Protest był kolejnym przykładem wznowionej kampanii przeciw premierowi, Ferencowi Gyurscany. Zaczęła się ona w zeszłym roku, kiedy to do wiadomości publicznej dostała się taśma, na której zostały nagrane kłamstwa obecnego premiera na temat stanu budżetu kraju wypowiedziane podczas kampanii wyborczej. Rząd Gyurscany nie dotrzymał także obietnic wyborczych podnosząc podatki i redukując wydatki. Wszystko to sprawia, że ruch prawicowy ma coraz większe poparcie w tym byłym komunistycznym kraju. Zwłaszcza młodzi ludzie odwracają się od socjalizmu. - Chcemy zmiany reżimu. Przez ostatnie 17 lat szliśmy w złą stronę, nie doszło do prawdziwych przemian. Musi dojść do nich teraz, bo tylko wtedy Węgry będą znów mogły się podnieść. - Mówi Gabor Vona, lider grupy radykalnych prawicowców. Obywatele Węgier podzielili się na tych, którzy popierają obecnego premiera i tych, których faworytem jest równie charyzmatyczny przywódca konserwatystów, Viktor Orban. Jego partia, Fidesz, przyciąga coraz większą liczbę młodych działaczy. - To prawda, że wśród ludzi z mojego pokolenia znaczna ilość przechodzi na prawo. Myślę, że przyczyną tego jest fakt, iż polityka obecnego rządu coraz bardziej dotyka młodych ludzi. Mam na myśli wprowadzenie czesnego na wyższych uczelniach, zlikwidowanie zniżek na przejazdy oraz to, że praktycznie zrujnowali system kształcenia. - Komentuje młoda członkini Fidelitas, młodzieżowego skrzydła partii konserwatywnej. Wyraźny prawicowo-lewicowy podział sprawił, że młodzi ludzie coraz rzadziej angażują się w politykę parlamentarną, a coraz częściej w uliczne protesty. Wielu z nich dołącza do grup o skrajnych poglądach. Przyszłość kraju nie jest jasna, choć uczucia protestujących z pewnością tak.