15 lat więzienia żąda prokurator dla dwóch ochroniarzy - głównych oskarżonych w sprawie tzw. kradzieży stulecia. Chodzi o zaginięcie miliona dolarów z konwoju bankowego pod Wrocławiem w styczniu ubiegłego roku. Dla pozostałych oskarżonych - dwójki paserów oraz żon konwojentów - oskarżyciel domaga się odpowiednio dwóch oraz 2,5 roku więzienia. Kara, o którą wnosi prokurator Tomasz Fedyk w stosunku do dwóch głównych oskarżonych, jest najwyższą spośród przewidzianych za takie przestępstwo w kodeksie karnym. Zdaniem oskarżyciela, Jarosław Sz. i Cezary S. popełniając przestępstwo liczyli się z możliwością odsiadki. Dlatego ukryli pieniądze, żeby po wyjściu z więzienia móc z nich korzystać. Jeżeli sąd wysłucha prokuratora, konwojenci wyjdą na wolność najwcześniej po 10 latach i 9 miesiącach, czyli po odsiedzeniu trzech czwartych wymierzonej kary. Zdaniem obrońców żądania oskarżyciela są zdecydowanie zbyt wygórowane. Jak powiedział mecenas Henryk Rossa, w całym procesie jest mnóstwo poszlak, które nic nie wnoszą do sprawy i tylko jeden dowód - zeznania konwojenta, który po zjedzeniu sałatki ze środkami uspokajającymi obudził się na chwilę. Adwokat nie zgadza się z opinią biegłego, że lekarstwa znalezione w sałatce nie mogły wywołać halucynacji ani omamów. Jego zdaniem, świadek nie był po przebudzeniu w pełni świadomy. Stąd obrona żąda uniewinnienia ochroniarzy z braku dowodów. Nie wszyscy obrońcy sześciorga oskarżonych wygłosili jeszcze mowy końcowe. Sąd wysłucha pozostałych w najbliższy poniedziałek. Wyrok zapadnie najprawdopodobniej we wtorek.