Według prezydenta, wcześniejsze wybory są konieczne, bo "koalicjanci co chwila wywołują rumor, albo pan Giertych z czymś występuje, albo pan Lepper". - Nie uciekniemy przed przyspieszonymi wyborami. Są trzy terminy: wrzesień, listopad, wiosna przyszłego roku. Ja opowiadam się za wiosną. Bo za cztery lata, Polska obejmie w Unii swoją pierwszą prezydencję. Gdyby to miało przypaść w czasie kampanii wyborczej nie byłoby dobrze, bo kampania osłabia państwo - powiedział prezydent w wywiadzie, który w całości ukaże się w środowej "GW". Podobną opinię przedstawił premier Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla najnowszego tygodnika "Wprost". - Podjąłem decyzję, że najlepszym rozwiązaniem obecnego kryzysu politycznego będą przedterminowe wybory. Chyba że nasi koalicjanci jednak zgodzą się na warunki, które im przedstawiliśmy - powiedział premier, dodając, że wcześniejsze wybory odbędą się "na 90 procent, najprawdopodobniej już jesienią". Na pytanie, czy zatem Polacy pójdą do urn wyborczych 30 września, Jarosław Kaczyński odparł, że "ta data ma swoje zalety, ale też poważne wady". - Lepsza byłaby data listopadowa, a jeszcze lepsza wiosenna. Za cztery lata Polska obejmie w unii swoją pierwszą prezydencję i robić wtedy wybory to znaczy de facto nie mieć prezydencji. Z tego punktu widzenia możliwe jest też przeprowadzenie wyborów zimą - mówił premier. Zaznaczył przy tym, że wariant utrzymania rządu mniejszościowego "nie istnieje".