PiS i PO przygotowały m.in. plakaty, które mają przypomnieć mieszkańcom Gorzowa Wielkopolskiego o tym, że przez jakiś czas obecny prezydent rządził zza krat. Jędrzejczak - obecnie niezależny, wcześniej SLD - jest jednym z podejrzanych w śledztwie prowadzonym przez szczecińską prokuraturę. Przedstawiono mu zarzuty działania na szkodę miasta i firm budowlanych. Chodzi o nieprawidłowości przy budowie trasy średnicowej w Gorzowie. W trakcie śledztwa prezydent miasta był tymczasowo aresztowany; wyszedł z aresztu za kaucją. Na piątkowej konferencji prasowej prezydent Gorzowa ocenił, że "idea zniszczenia Jędrzejczaka stała się obsesją" jego przeciwników w tych wyborach. - Jestem niewinny. Wierzę, że ta prawda zwycięży. Jeśli nie w sumieniach prokuratorów, to w niezawisłym sądzie. Minęły dwa lata od chwili mego aresztowania, a decyzja w sprawie jeszcze nie zapadła. Od czasu wyjścia z aresztu prokurator nie tylko nie skierował aktu oskarżenia do sądu, lecz nawet ani razu nie wzywał mnie na przesłuchanie - powiedział Jędrzejczak. Prezydent Gorzowa podkreślił, że nie wydał straży miejskiej polecenia zrywania plakatów kolportowanych przez PiS i PO, które mają przypominać o jego aresztowaniu. W nocy ze środy na czwartek dwóch strażników miejskich miało je ściągać z ulicznych słupów. Prokuratura po interwencji sztabu wyborczego PO zarzuciła strażnikom przekroczenie uprawnień. Oprócz akcji plakatowej, sztaby PiS i PO rozesłały do gorzowian list za apelem o niegłosowanie na Jędrzejczaka. Kandydaci na prezydenta miasta: PO - Jacek Bachalski i PiS - Ireneusz Madej zadeklarowali współpracę przed drugą turą wyborów. Porozumienie zakłada, że jeśli jeden z nich będzie walczył z Jędrzejczakiem w drugiej turze, to drugi go poprze. Podsumowując kampanię wyborczą Jędrzejczak poinformował, że jego komitet wyborczy (który wystawił także kandydatów na radnych) miał do dyspozycji na kampanię nieco ponad 58,5 tys. zł, z czego większość stanowiły wpłaty kandydatów.