Wczoraj wieczorem z urlopowanym ministrem spotkał się premier Jerzy Buzek. W spotkaniu - podczas którego Szyszko odpierał zarzuty NIK-u - brał też udział Janusz Steinhoff. W piątek premier Jerzy Buzek wysłał na urlop ministra łączności po tym, jak wiceszef Najwyższej Izby Kontroli Jacek Uczkiewicz powiadomił warszawską prokuraturę o prawdopodobieństwie wystąpienia korupcji w resorcie. Uczkiewicz powoływał się na anonimowego informatora z branży telekomunikacyjnej. Dziś w tej sprawie przesłucha Uczkiewicza prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie domniemanej korupcji w ministerstwie łączności. Już wcześniej wiceprezes NIK-u zadeklarował, że zdradzi nazwisko swojego informatora. Rzecznik rządu Krzysztof Luft powiedział, że premier Jerzy Buzek podjął decyzję o dymisji Tomasza Szyszki, ponieważ uznał, że minister łączności "w sposób niewystarczający sprawował nadzór nad podległym mu resortem". - W materiałach jakimi dysponuje Prezes Rady Ministrów nie stwierdzono zarzutów natury prawno-karnej w stosunku do osoby ministra Tomasza Szyszki - podkreślił Luft. Rzecznik dodał, że premier podjął decyzję w sprawie dymisji Szyszki po zapoznaniu się z efektami kontroli Kancelarii Premiera i NIK w ministerstwie łączności, po zapoznaniu się z informacjami jakich udzielił premierowi Prokurator Generalny Stanisław Iwanicki o postępowaniach przygotowawczych prowadzonych wobec organów resortu łączności, a także po wyjaśnieniach jakich premierowi udzielił Tomasz Szyszko. Tymczasem Szef Kancelarii Premiera Maciej Musiał powiedział, że na decyzje premiera o dymisji ministra łączności złożyły się m.in. zastrzeżenia do wydawania decyzji administracyjnych i niewłaściwie prowadzona dokumentacja. - Pewne zarzuty formułowała NIK, np. dotyczące nadzoru ministra nad zlikwidowaną w ub. roku Agencją Radiokomunikacyjną. Także kontrola prowadzona przez Kancelarię Premiera stwierdziła, że w całym ministerstwie proces wydawania decyzji administracyjnych budził wiele zastrzeżeń, dokumentacja nie była prowadzona w sposób właściwy - powiedział Musiał, który kierował kontrolą Kancelarii w resorcie łączności. Musiał zaznaczył, że "uzasadnienia nie zawsze w sposób wyczerpujący przedstawiały stan faktyczny danej sprawy - to wszystko złożyło się na to, że premier uznał, że ten nadzór był niewystarczający".