Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł dziś nieprawomocnie, że wobec Brodsky'ego można zastosować Europejski Nakaz Aresztowania tylko w związku ze stawianym mu w Niemczech zarzutem poświadczenia nieprawdy i pomocy w sfałszowaniu dokumentów dla osoby, która miała brać udział w zamachu na lidera Hamasu. W uzasadnieniu jawnej dla mediów decyzji sędzia Tomasz Całkiewicz powiedział, że niedopuszczalne jest wydawanie w trybie ENA osoby za "przestępstwo popełnione z przyczyn politycznych i bez użycia przemocy". Sąd ocenił, że ta zasada odnosi się do zarzucanego w Niemczech Brodsky'emu przestępstwa udziału w obcym wywiadzie na szkodę Niemiec. Dodatkowo sędzia podkreślił, że w tym wątku nie została spełniona zasada wzajemności, która jest warunkiem wydania kogoś obcemu państwu. W Polsce nie jest bowiem ścigany udział w obcym wywiadzie przeciw Niemcom, a w Niemczech - przeciw Polsce. Zarazem sąd uznał, że nie ma przeszkód do wydania Brodsky'ego za ścigane w obu państwach "przestępstwo pospolite": poświadczenie nieprawdy i fałszerstwo. Sąd podkreślił, że nie wypowiada się o winie czy niewinności Brodsky'ego, ale tylko o przesłankach dopuszczalności jego wydania. W opinii Chojniaka (jest adwokatem i pracuje naukowo na UW), "problematyczne i precedensowe jest uznanie domniemanej szpiegowskiej działalności Brodsky'ego za podyktowaną przyczynami politycznymi i bez użycia przemocy". - Ten przepis stworzono dla tzw. więźniów sumienia, dysydentów - wyjaśnił Chojniak. Jako przykład podał ekstradycje, jakich żąda Białoruś czy Kuba, by sądzić opozycjonistów. - Chodzi o takie przypadki - podkreślił. Zarazem uznał, że argumentacja sądu o braku zasady wzajemności jest już przekonująca. - Myślę, że - skoro obie strony zapowiedziały odwołanie - może się okazać, że sąd apelacyjny zmieni rozstrzygnięcie i wyeliminuje z postanowienia fragment o działalności z przyczyn politycznych i bez przemocy - ocenił. Zarazem dodał, że dla sprawy wydania Niemcom zatrzymanego w Polsce obywatela Izraela nie ma znaczenia, że nie jest on obywatelem państwa UE, bo ENA to kwestia formalna, a nie polityczna. Jak mówi Kodeks postępowania karnego, Europejski Nakaz Aresztowania to decyzja sądowa wydana przez państwo członkowskie UE w celu aresztowania i przekazania przez inne państwo członkowskie osoby, której dotyczy wniosek - aby przeprowadzić postępowanie karne lub wykonać karę. Obowiązuje od 2004 r. Jest szybszy i prostszy od ekstradycji - władze państwowe nie mogą już odmawiać przekazania obywatela swego państwa innemu krajowi UE. Muszą przekazać zatrzymanego w 90 dni od jego aresztowania. O ENA występuje prokurator kraju UE na podstawie przypuszczenia, że na terytorium innego państwa Unii przebywa dana osoba podejrzana lub skazana. ENA można stosować w sprawie czynów zagrożonych karą co najmniej roku pozbawienia wolności albo w sprawach, w których wydano wyrok co najmniej 4 miesięcy więzienia. Nie stosuje się ENA m.in. jeśli przekazanie zatrzymanego innemu krajowi UE "naruszało wolności i prawa człowieka i obywatela", albo jeśli nakaz wydano w związku z przestępstwem popełnionym bez użycia przemocy z przyczyn politycznych. Procedura mówi, że polski prokurator - reprezentujący formalnie prokuraturę państwa, które wnosi o ENA - przesłuchuje zatrzymanego i pyta go, czy zgadza się na zastosowanie nakazu. Jeśli tak, zatrzymany zostaje przekazany innemu krajowi w 10 dni. Jeśli nie wyraża zgody - decyzja polskiego sądu powinna zapaść w 60 dni, a w szczególnie zawiłych sytuacjach - w 90 dni.