W wywiadzie opublikowanym dzisiaj w "Rzeczpospolitej" Kwaśniewski wyraził przypuszczenie, że wybory w Polsce być może odbędą się wcześniej niż na wiosnę 2005 roku. Jego zdaniem wygodnym do tego momentem mógłby być termin wyborów do Parlamentu Europejskiego, zaplanowanych na czerwiec 2004 roku. Oleksy podkreślił, że "nie wiemy jeszcze, jaka będzie skuteczność rządu mniejszościowego i czy nie zgromadzą się trudności w przeprowadzaniu własnych decyzji". Wówczas - jak powiedział - realność i potrzeba wyborów wzrastałaby. Zaznaczył, że z jego punktu widzenia data zaproponowana przez prezydenta jest o tyle interesująca, że 1 maja 2004 roku Polska ma wejść do UE. - To jest taka historyczna okazja, aby rozpocząć obecność w Unii z nową kadencją nowych władz. To mogłoby mieć dobrą wymowę i dobre skutki - uważa. Według szefa klubu UP Janusza Lisaka, gdyby okazało się, że parlament sprawnie uchwala wszystkie niezbędne akty prawne, a rząd funkcjonuje normalnie, wówczas przyspieszanie wyborów byłoby po prostu niepotrzebne. - Natomiast gdyby okazało się, że są różnego rodzaju kłopoty, że wielu ważnych dla państwa ustaw nie udaje się uchwalić, to wówczas połączenie wyborów do Sejmu i do Parlamentu Europejskiego jest rozwiązaniem jak najbardziej rozsądnym i pragmatycznie uzasadnionym - powiedział. Jak dodał, propozycję prezydenta należy "przyjąć przychylnie i uważnie rozważyć w czasie, który ku temu będzie właściwy". Zdaniem Lisaka gdyby np. na każdym posiedzeniu Sejmu opozycja uchwalała wotum nieufności dla innego ministra, "wtedy nie ma żadnego sensu czekanie z wyborami do przyszłego roku tylko trzeba je robić już, natychmiast i szukać nowego rozdania i nowych możliwości". W ocenie wiceprezesa PiS Kazimierza Michała Ujazdowskiego wypowiedź prezydenta "w języku polityki oznacza wypowiedzenie zaufania do rządu Leszka Millera po referendum" akcesyjnym. - Jestem przekonany, że parlament obecnej kadencji dotrwać do końca nie może, że na skutek egoizmu i katastrofalnych błędów SLD nie da się w tym Sejmie stworzyć dobrej większości rządowej - powiedział Ujazdowski. Ocenił, że słowa Kwaśniewskiego to "niezaskakująca prognoza, mająca wiele cech prawdopodobieństwa". Dodał, że jest to też "może trochę zapowiedź przeciągania do roku przyszłego ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego, który chce mieć trochę więcej czasu na podniesienie własnej pozycji politycznej na lewicy". Jan Rokita (PO) powiedział, że "przedterminowe wybory są potrzebne, obecny parlament nie spełnia oczekiwań, nie wyłonił większości zdolnej do skutecznego rządzenia i nie był w stanie skutecznie naprawić państwa". - Trudno z góry układać kalendarz wyborczy, nie wiemy przede wszystkim, czy Leszek Miller jest zdolny do utrzymania się jako premier do przyszłego roku czy też nie. Skłonny jestem podejrzewać, że staje się to coraz mniej prawdopodobne - dodał Rokita. Polityk Platformy uważa, że wybory powinny odbyć się albo jesienią tego roku, albo razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2004 r. - To, co mówi prezydent, jest jedną z dwóch możliwych dobrych koncepcji, w tym sensie solidaryzuję się z tym głosem - zaznaczył Rokita. W opinii Romana Giertycha (LPR) połączenie przyspieszonych wyborów parlamentarnych - do których według niego niewątpliwe dojdzie - z wyborami do Parlamentu Europejskiego nie będzie możliwe. Poseł LPR jest bowiem przekonany, że Polska do Unii Europejskiej nie wejdzie. - Trudno mi sobie wyobrazić, żeby rząd, ten, który jest, i ta sytuacja w Sejmie, mogła trwać dłużej niż do wiosny przyszłego roku. To jest po prostu niemożliwe - dodał. - Nie sądzę, żeby pan prezydent odkrył coś, co nie było przedmiotem naszych analiz - ocenił z kolei prezes PSL Jarosław Kalinowski. - Już od dwóch tygodni twierdzę, że wybory do parlamentu w Polsce odbędą się najpóźniej w przyszłym roku razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego. To nic nowego dla nas. Według Kalinowskiego, siły polityczne chcą właśnie takiego terminu wyborów, dlatego że "w 2005 r. okazałoby się, że to co dzisiaj codziennie dociera do społeczeństwa, te pozytywne efekty członkostwa w UE będą wielkie, okaże się, że te efekty będą o wiele później niż się przewiduje". Według niego więc, "jest propozycja", by wybory odbyły się "na bazie optymizmu związanego z członkostwem".