Zgodnie z procedurą o poszukiwaniach ma się najpierw dowiedzieć ta komenda policji, która jest właściwa dla miejsca zamieszkania ściganego człowieka. Jak powiedział rzecznik łódzkiego sądu, dokument wysłano dzisiaj rano listem poleconym. Pismo nie dotarło jeszcze do Darłowa, gdzie mieszka Lepper. Policjanci z miejscowej komendy deklarują, że gdy tylko dostaną list - na razie wiedzą o nim tylko z mediów - są gotowi do działania, czyli pojadą do domu, w których mieszka lider Samoobrony, by go zatrzymać. Nie zamierzają jednak czekać przed bramą na powrót poszukiwanego Leppera. Obrońcy Andrzeja Leppera złożyli zażalenie na decyzję łódzkiego sądu. Przewodniczący rolniczej "Samoobrony" Andrzej Lepper zapowiedział, że wraca do kraju we wtorek rano. Jego zdaniem, wydanie za nim listu gończego i decyzja o trzymiesięcznym areszcie nie jest adekwatna do skali przewinienia. - Na pewno wracam do kraju. Samolot mam we wtorek o siódmej rano. Na Okęciu będzie na mnie czekać grupa działaczy "Samoobrony", "Sierpnia '80" i "Solidarności '80" - powiedział Lepper, który w drodze z Delhi wylądował w stolicy Czech - Pradze. - Decyzja o liście gończym to kompromitacja wymiaru sprawiedliwości i rządzących - powiedział Lepper. Jego zdaniem, sąd nie wykorzystał wszystkich posiadanych przez siebie możliwości. - Można było na przykład zastosować karę pieniężną, dozór policyjny czy poręczenie znanych osób. Wystosowano list gończy, mimo że ja się nie ukrywam, a sąd miał dokumenty, że 31 marca będę na kongresie w Delhi. Zastosowano środek, którego nie stosuje się nawet wobec bandytów - oświadczył. - Uważam, że jest to typowe działanie polityczne, chęć skompromitowania mnie, wywarcia nacisku psychologicznego przede wszystkim na moją rodzinę: żonę i dzieci. Sędzia, który podjął decyzję, działał według stalinowskiej metody: dajcie mi człowieka, a ja już znajdę na niego paragraf - oznajmił lider "Samoobrony".