W ciągu 48 godzin na wielu obszarach spadło tyle deszczu, co zwykle w ciągu miesiąca. Żywioł najciężej dotknął miejscowość Cockermouth na północnym zachodzie Anglii. Wiele ulic zmieniło się tam w rzeki o głębokości do 2,5 metra. 50 mieszkańców musiano ewakuować śmigłowcami. Z pomocą powodzianom spieszą służby ratownicze, straż pożarna i wojsko. Wielu ludzi w Cockermouth zorientowało się w skali katastrofy dopiero, gdy uciekli na dachy przed wodą, wdzierającą się do ich domów. Poziom wody rósł tak szybko, że mieszkańcy nie mieli czasu na ratowanie dobytku. Trwają poszukiwania policjanta, który prawdopodobnie znajdował się na jednym z mostów, zerwanych przez powódź. - Samochody spływały ulicami. Minie dużo czasu, zanim Cockermouth zdoła się z tego podnieść - cytuje Associated Press jednego z mieszkańców tej miejscowości. Pomoc rządową obiecał powodzianom premier Gordon Brown. Na razie deszcz ustał, ale na weekend meteorolodzy przewidują kolejne opady.