Jak wylicza niejaki "Gizoogle" w serwisie społecznościowym Reddit, po wzmiance o 120 nadchodzących tytułach, twórcy nie odezwali się ani razu, choćby po to, by sprecyzować, o jakich 120 produkcjach konkretnie mowa. Abonenci nie wiedzą nawet, jaki będzie w lutym darmowy tytuł. Nadal nie wiadomo nic na temat funkcjonalności, takich jak rozdzielczość 4K w przeglądarce, wsparcie dla systemu operacyjnego iOS, współdzielenia aplikacji w rodzinie i tak dalej. Wszystko to w obliczu obietnic codziennych aktualizacji. Te zamieniono na tygodniowe, ale jakoś i tak ich nie widać. Wszystko to może być sporym problemem, ponieważ wkrótce upływa okres "darmowy" i pierwsi użytkownicy będą zastanawiali się, czy będą chcieli dalej kontynuować swoje subskrypcje. "Wydaje się, że projekt jest już martwy" - uważa jeden z komentujących, podsumowując ogólne wrażenia. Na premierę gotowy nie był także system osiągnięć, czy możliwość korzystania z istniejących urządzeń Chromecast Ultra do włączenia strumieniowania. Okazuje się, że potrzebujemy dedykowaną odsłonę Chromecast Ultra z odpowiednim oprogramowaniem, nawet jeśli Chromecast Ultra już mamy. Kilka osób w tym samym domu nie może jednocześnie korzystać z usługi, a takie dzielenie pojawi się dopiero później. Na razie nie funkcjonują także przepustki dla znajomych, pozwalające na zaproszenie kolegi do testów - jeden z bonusów dla zamawiających sprzęt przed premierą. "Pakiet założyciela" za 129,99 euro gwarantował odpowiedni sprzęt, czyli Chromecast Ultra. Ten umożliwia streamowanie nawet w 4K oraz w palecie barw HDR. Do tego kontroler, trzy miesiące subskrypcji oraz kilka innych bonusów. Trzy miesiące wkrótce jednak upływają, więc trzeba będzie zacząć płacić abonament, wynoszący 9,99 euro miesięcznie. Tylko ilu użytkowników zdecyduje się na taki wydatek, jeśli cała usługa wydaje się być odłożona przez Google na boczny tor, prowadzący w najlepszym przypadku do Sosnowca?