Mężczyzna wyzywał sąsiadów m.in. od "brudnych Żydów", a na drzwiach ich mieszkania napisał "Żydówko, zginiesz śmiercią swoich przodków". Sprawa dotyczyła zdarzeń z lata i jesieni 2006 roku. Do pierwszego z nich doszło, gdy z powodu głośnej imprezy u Marcina G. sąsiadka wezwała policję. Po odjeździe funkcjonariuszy mężczyźni wyszli przed blok i stojąc pod oknem Marii K. wznosili antysemickie okrzyki. Rankiem po zajściu, K. odkryła na oplutych drzwiach swojego mieszkania i ścianie obok m.in. narysowaną szubienicę z gwiazdą Dawida, dużą swastykę oraz napis "Żydówko, zginiesz śmiercią swoich przodków". Zgłosiła to na policję. W październiku ubiegłego roku jej syn, 27-letni Jakub K. został pobity przez Marcina G., gdy w nocy wraz z kolegą wracał do domu. Doznał m.in. złamania nosa. Mężczyzna relacjonował podczas procesu, że wielokrotnie słyszał pod swoim adresem inwektywy w stylu "brudny Żyd" oraz "Żyd" w połączeniu z przekleństwami, groźby spalenia mieszkania czy "wysłania do gazu". G., który odbywa obecnie karę roku więzienia za znęcanie nad bliską osobą, przyznał się jedynie do pobicia syna Marii K. Przed orzeczeniem wyroku, sąd przesłuchał we wtorek w charakterze świadków dwoje uczestników imprezy, podczas której G. wznosił antysemickie okrzyki pod adresem sąsiadki. Jarosław Z. zeznał, że oglądał w mieszkaniu G. mecz piłkarski z udziałem reprezentacji Polski, potem w mieszkaniu słuchano głośno muzyki. - Wyszliśmy na chwilę na balkon i tam przeklinaliśmy, komentując mecz. Nie były to przekleństwa kierowane pod niczyim adresem - podkreślał Z. Z kolei Anita R. przyznała, że pamięta, iż oglądała u G. mecz mistrzostw świata w piłce nożnej, ale nie pamięta, żeby doszło wtedy do interwencji policji. W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że orzekając o winie G. opierał się przede wszystkim na zeznaniach pokrzywdzonych oraz ekspertyzie, z której wynika, że G. sporządził antysemicki napis na drzwiach Marii K. Zdaniem sądu kobieta i jej syn mogli czuć się zagrożeni. - Obawa była realna, do spełnienia gróźb doszło - Jakub K. został pobity - zaznaczył sąd. Jak dodał, wymierzając karę brano pod uwagę, że zachowanie G. nie było jednorazowym zdarzeniem spowodowanym alkoholem i emocjami, ale działaniem "rozciągniętym w czasie". Wyrok nie jest prawomocny, ale obrońca Marcina G. Regina Matysiak powiedziała, że skazany nie przewiduje apelacji.