Egzaminu dojrzałości nie zaliczyło w tym roku aż 30 proc. zdających, czyli ponad 85 tys. młodych ludzi. Szkoły prywatne walczą o każdego studenta i proponują im status wolnego słuchacza na I roku studiów. Po zdanej maturze i zaliczonych egzaminach mają zostać wpisani na II rok. -Tego typu oferty to efekt niżu demograficznego, a co za tym idzie i malejącej liczby kandydatów na studia. Kryzys tyczy się nie tylko uczelni niepublicznych, które zapraszają na studia młodych ludzi bez matury. Impas dopadł także uczelnie publiczne. Uniwersytet Jagielloński, czy Warszawski podejmują działania ratunkowe i szukają studentów za granicą. To też jest jakieś wyjście - komentuje dla Interia.pl socjolog Marian Kubat. - Obowiązujące przepisy z obszaru szkolnictwa wyższego nie przewidują możliwości studiów na roku zerowym. Mogą być to jedynie kursy w ramach innych zadań realizowanych przez uczelnię - w rozmowie z Interia.pl Łukasz Szelecki, rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Prawo o szkolnictwie wyższym, zabrania kursantom, uczestniczącym w takich zajęciach, zaliczenia przedmiotów na poczet przyszłych studiów. Osoby te, po zdanym egzaminie dojrzałości, muszą ponownie zaliczyć wszystkie przedmioty i przystąpić do egzaminów. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podejmuje działania nadzorcze w stosunku do uczelni, z których oferty wynikają podobne nieprawidłowości. - Uczelnia zostaje poinformowana, że działania, które podejmuje są niezgodne z przepisami prawa oraz zostaje wezwana do złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Zazwyczaj na tym etapie oferta studiów "bez matury" zostaje odpowiednio skorygowana. W przypadku braku wyjaśnień ze strony uczelni zostają podjęte kolejne działania włącznie z cofnięciem pozwolenia na utworzenie uczelni - tłumaczy rzecznik MNiSW Łukasz Szelecki. JB