Czy to oznacza, że Polska jest krajem, który nie potrafi się dogadać, czy może to z naszymi sąsiadami jest coś nie tak? Czasami trudno znaleźć odpowiedź na te pytania, a dzisiejsze problemy są na pewno głęboko zakorzenione w historii. Przeszłością nie można jednak usprawiedliwiać każdego zachowania. A negatywne przykłady można ostatnio mnożyć. Wtrącanie się po rosyjsku Ostatnie miesiące to czas ciągłych sporów z jednym z naszych wschodnich sąsiadów - Rosją. Władze tego kraju posunęły się już nawet do tego, że krytykują i wtrącają się w nasze wewnętrzne sprawy. O ile można zrozumieć sprzeciw Rosji dotyczący warszawskiego ronda, któremu nadano imię czeczeńskiego przywódcy - Dżochara Dudajewa, o tyle trudno nie oburzyć się, gdy rosyjskie władze krytykują spot wyborczy kandydata na prezydenta - Lecha Kaczyńskiego. Jakby tego było mało, prezydent Rosji lekceważy ważne dla nas wydarzenia: nie przyjeżdża na organizowany w Warszawie szczyt Rady Europy, a nawet na pogrzeb głowy Kościoła katolickiego - polskiego papieża Jana Pawła II. I wreszcie - fałszowanie historii. Podczas uroczystości 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej, Putin nie wspomina o udziale polskich żołnierzy w antyhitlerowskiej koalicji; innym razem "zapomina" o rzeczywistych skutkach konferencji w Jałcie i Poczdamie i wreszcie zapowiada, że Rosja nie przeprosi za tragiczny dla Polski, Pakt Ribbentrop-Mołotow. Wszystkie te sytuacje nie zawsze spotykają się z ostrą i natychmiastową reakcją polskich władz. Prezydent Aleksander Kwaśniewski jedzie na moskiewskie uroczystości i nie zapomina o udziale żołnierzy Armii Czerwonej w wyzwoleniu naszego kraju spod niemieckiej okupacji. Nasi politycy jeśli już się oburzają, to na ogół tylko w polskich mediach, a ich reakcje nie mają zewnętrznego odzwierciedlenia. Jedynie niektórzy Polacy próbują okazać swój sprzeciw, bojkotując występy rosyjskiego baletu - Teatru Bolszoj (który podobno teatrem tym wcale nie był, o czym poinformowała nas Rosja - red.). Prezydent Aleksander Kwaśniewski twierdzi, że Rosja nie lekceważy Polski, a jedynie operuje środkami, które mają wywołać frustrację wśród Polaków, aby sprowokować ich do nierozważnych reakcji. Zdaniem prezydenta, prawdziwym celem rosyjskiej polityki jest podważenie wiarygodności Polski w Europie. Niezadowolona Białoruś Nie mniejsze problemy mamy z innym wschodnim sąsiadem - Białorusią - krajem, o którym nawet Władimir Żyrinowski mówi, że "uratować go może tylko snajper". Ostatnio głośno było o Związku Polaków na Białorusi. Ich szósty zjazd spowodował niezadowolenie i ostrą krytykę władz Białorusi. Tamtejsze Ministerstwo Sprawiedliwości stwierdziło, że zjazd był niedemokratyczny, a tym samym nieprawomocny, co oznacza, że podjęte na nim decyzje są nieważne. Na tym się jednak nie skończyło. Cała sprawa doprowadziła do uznania polskiego dyplomaty - radcy ambasady Marka Bućki - za "persona non grata". Władze Białorusi nakazały mu opuszczenie kraju w ciągu miesiąca. Polska odpowiedziała tym samym i wydaliła białoruskiego dyplomatę, co jeszcze bardziej zaostrzyło wzajemne stosunki. "Poszkodowani Niemcy" Trzecim "sąsiadem od kłopotów" są Niemcy. Co prawda Gerhard Schroeder stara się utrzymywać z Polską przyjazne stosunki, chociażby przepraszając za niemiecką agresję na Polskę, za obozy koncentracyjne i nazistowską politykę. Niestety, jego zdania nie podzielają wszyscy jego rodacy, a najbardziej wrogo są nastawieni członkowie Ziomkostwa Prus Wschodnich oraz Niemieckiego Związku Wypędzonych. Grożą nam nie tylko powołaniem Centrum przeciw Wypędzeniom, ale nawet ponownym "zasiedlaniem" polskich ziem przez niemieckich obywateli, by w ten sposób odzyskać to, co - jak mówią - im się należy. To nie jedyny "niemiecki problem". Saksońska filia skrajnie prawicowej Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD), która domaga się zamknięcia granic z Polską i Czechami i krytykuje tanią konkurencję ze strony polskich i czeskich pracowników, drukuje swoje partyjne pismo "Deutsche Stimme" (Niemiecki Głos) w polskiej drukarni w Jeleniej Górze. Jakiś czas temu sąd okręgowy w tym mieście uznał trzech młodych Niemców za winnych znieważenia narodu polskiego poprzez rozklejanie w kilku przygranicznych miejscowościach antypolskich plakatów. Pocieszać może fakt, że władze niemieckie na ogół reagują na takie sytuacje i wszystko wskazuje na to, że są po naszej stronie. Miejmy nadzieję, że zbliżające się wybory parlamentarne w Niemczech tego nie zmienią. Polacy się boją? Ostatnie wydarzenia wpływają na nasze postrzeganie najbliższych sąsiadów. Jak pokazują badania PBS, przeprowadzone niedawno dla "Gazety Wyborczej", Polacy najbardziej obawiają się Rosji. Chodzi tu głównie o ludzi młodych, poniżej 40 lat. Na trzecim miejscu w rankingu znaleźli się Niemcy, których najbardziej boją się osoby starsze.