Misja stabilizacyjna rozpocznie się w lipcu. Wszelkie dotyczące jej szczegóły muszą być znane najpóźniej do 22, 23 maja, kiedy to w Warszawie odbędzie się konferencja w tej sprawie. Minister Szmajdziński poinformował, że przedstawiliśmy Amerykanom kalkulacje kosztów udziału polskich żołnierzy w tej misji, obejmujące przygotowanie, transport i pobyt na miejscu. - Dla tych 1500 żołnierzy to jest 50 mln dolarów na 6 miesięcy i 90 mln na 12 miesięcy. Amerykanie przyjęli do wiadomości, że polski MON nie ma w swym budżecie tych pieniędzy i rozumieją, że oczekujemy sfinansowania tej operacji ze środków koalicji - mówi. Minister Szmajdziński zadeklarował, że jeśli byłaby taka potrzeba i znalazłyby się na to środki, możemy też rozważyć dodatkowe wysłanie do Iraku batalionu polsko-litewskiego. Rozmowy z szefem resortu obrony Litwy wskazują, że Wilno jest tym zainteresowane. Polska chciałaby, aby w siłach stabilizacyjnych wzięli udział żołnierze państw NATO oraz żołnierze Unii Europejskiej. Złożyliśmy propozycję, by dowództwo dywizji objęło dotychczasowe dowództwo polsko-niemiecko-duńskiego korpusu północ-wschód. Marek Belka zapowiedział, że najprawdopodobniej przyjmie ofertę objęcia stanowiska zastępcy szefa Biura do spraw Odbudowy i Pomocy Humanitarnej w Iraku, jeżeli jego kandydatura zostanie uzgodniona ze stroną amerykańską. - Tak. Taką propozycję mi złożono, ale czy jestem kandydatem nie wiem, bo to przecież zależy nie tylko od strony polskiej, ale także amerykańskiej - powiedział Belka pytany, czy jest kandydatem na wspomniane stanowisko. Na pytanie, czy zamierza się zgodzić, odparł: - Bardzo poważnie to rozważam. Właściwie chyba powinienem powiedzieć, że tak, zamierzam się zgodzić. Dzisiaj w Łodzi premier Leszek Miller powiedział, że kandydatem na wiceszefa Biura ds. Odbudowy i Pomocy Humanitarnej w Iraku "jest znany ekonomista, osoba dobrze znana w Łodzi". Miller nie chciał jednak zdradzić nazwiska tej osoby. Pytany, czy chodzi o byłego wicepremiera i ministra finansów Marka Belkę, premier odparł jedynie: "i tak w tej sprawie dużo powiedziałem". Zemke: Tyszkiewicz dobrym kandydatem na dowódcę strefy Wiceminister obrony narodowej Janusz Zemke potwierdził, że zastępca dowódcy sił lądowych Wojska Polskiego gen. Andrzej Tyszkiewicz jest bardzo dobrym kandydatem na dowódcę jednej z czterech stref stabilizacyjnych w Iraku. Według niego, Polska przygotowuje się do wysłania tam około 1,5 tys. żołnierzy. Zemke powiedział dzisiaj w telewizyjnym "Gościu Jedynki", że wiadomo, iż planowane jest, by Polak dowodził jedną z czterech stref stabilizacyjnych i by w tej strefie przebywali i działali również polscy żołnierze. Na pytanie, czy tym Polakiem będzie gen. Tyszkiewicz, Zemke odpowiedział: "Tak. Myślę, że jest to bardzo dobry kandydat". Gen. dywizji Andrzej Tyszkiewicz jest zastępcą dowódcy Wojsk Lądowych. Przez kilka lat był szefem Polskiego Zespołu Kontaktowego, a potem szefem Narodowego Przedstawicielstwa Wojskowego przy Kwaterze Głównej Sił Zbrojnych NATO w Europie (SHAPE). Wcześniej pełnił funkcje attache obrony w ambasadzie RP w Turcji, kierował Zespołem Inspekcji Wojska Polskiego, był też zastępcą dowódcy Warszawskiego Okręgu Wojskowego. W karierze dowódczej przeszedł przez stanowiska szefa sztabu i dowódcy pułku, brygady i dywizji. Dowodził 6. Brygadą Powietrzno-Desantową. Studiował w Akademii Wojskowej im. Frunzego i Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR. Zemke podkreślił, że gen. Tyszkiewicz "ma absolutnie pełne przygotowanie, jeśli chodzi o linie, o sztaby, o kontakty międzynarodowe". Fakt, że Polak ma dowodzić jedną ze stref stabilizacyjnych w Iraku odczytujemy - powiedział Zemke - jako uznanie dla tego, co żołnierze polscy do tej pory czynili w różnych misjach i działaniach międzynarodowych i jest to też wyraz aprobaty dla tego, co Polacy zrobili dla wyzwolenia Iraku spod reżimu Saddama Husajna oraz dla bardzo wysokich kwalifikacji polskich dowódców. Zemke powiedział, że Polska przygotowuje się do wysłania do Iraku około 1,5 tys. żołnierzy polskich, którzy braliby udział w działaniach stabilizacyjnych. Za przesadną uznał podawaną przez prasę liczbę 2-3 tys. polskich żołnierzy. - Przygotowujemy się dzisiaj na półtora tysiąca, ewentualnie na nieco większy udział, ale z tego wynika, że ta strefa i ta dywizja byłaby dywizją o charakterze międzynarodowym i tworzyliby ją także żołnierze z innych państw - podkreślił wiceminister. Dodał, że szereg państw zadeklarował udział swoich żołnierzy w działaniach stabilizacyjnych. Oprócz Wielkiej Brytanii taką deklarację złożyły Włochy, Hiszpania, Portugalia, Dania, Holandia, Ukraina, Słowacja, Bułgaria. Według Zemkego, są także zgłoszenia z niektórych państw azjatyckich. W rozmowie z PAP podkreślił, że do polskiego sektora stabilizacyjnego w Iraku "mamy różnych chętnych", ale zbyt wcześnie ich wymieniać, ponieważ trwa dyskusja. Minister obrony Jerzy Szmajdziński powiedział dziennikowi "Washington Times", że Polska pragnie, aby w ramach sił stabilizacyjnych w sektorze, którym ma dowodzić polski generał, znalazły się oddziały niemieckie i duńskie. W Sofii minister Nikołaj Swinarow zapowiedział, że bułgarski batalion w sile 480 żołnierzy zostanie rozmieszczony w polskim sektorze stabilizacyjnym, jeśli taki powstanie. - Nasza rola polegałaby na ochronie miejsc istotnych dla życia ludzi, czyli ochronie najważniejszych ujęć wody, energetyki, głównych węzłów łączności i komunikacji. Także - co by było rzeczą ważną - na tworzeniu warunków do działania władzom miejscowym, bo liczymy, że te władze wyłoniłyby się przynajmniej w postaci tymczasowej dosyć szybko, i także na ochronie, pomocy konwojom humanitarnym - powiedział Zemke. Zemke wyjaśnił, że część kosztów wysłania żołnierzy, które będziemy mogli sami ponieść, będzie dotyczyła głównie wydatków osobowych. - Żołnierze, którzy przebywają poza terytorium Polski, otrzymują różne dodatkowe świadczenia. Przeciętnie żołnierz, poza płacą, którą ma w kraju, otrzymuje poza Polską w granicach od 1 do 2 tys. dolarów, w zależności jaki ma stopień i co robi - powiedział wiceszef MON. Dodał, że "niemałą część tych kosztów będziemy musieli ponieść sami, ale nie jesteśmy w stanie ponieść sami różnych wydatków majątkowych", np. kosztów transportu, przygotowania bazy. Koszty udziału w zarządzaniu strefą stabilizacyjną szacowane są na kilkadziesiąt milionów dolarów. Zemke powiedział, że Polska powinna pokryć koszty szczepień, ubezpieczeń, różnych wypłat dodatkowych, "licząc na to, że Stany Zjednoczone pomogłyby nam w doposażeniu tych jednostek w środki transportu, łączności, w kosztach przerzutu i utrzymania". Wiceszef MON nie chciał jeszcze podać, jakie to będą jednostki. Podkreślił jednak, że mamy w Polsce i dowództwa dywizji i bataliony, które są do takich misji przygotowane.