Te lukratywne możliwości zarobkowania (1000 funtów za 10-godzinną zmianę) mogą się jednak skończyć, ponieważ dwie brytyjskie organizacje zrzeszające lekarzy (Royal College of GPs oraz General Medical Council - GMC) zaapelowały wczoraj o dogłębny przegląd systemu opieki lekarskiej po godzinach przyjęć. W ich opinii publiczna służba zdrowia (NHS) nadmiernie się uzależniła od usług lekarzy dolatujących na zastępstwa z innych państw europejskich, co pociąga za sobą duże, nieprzewidziane wydatki i nie leży w interesie pacjentów. Z pomocy lekarzy z Polski, Litwy, Niemiec, Węgier, Włoch i Szwajcarii korzysta - według "Daily Mail" - co trzeci brytyjski ośrodek podstawowej opieki zdrowotnej (Primary Health Trust - PTC). Jeden z nich (Halton & St Helens) zapłacił z tego tytułu dziewięciu lekarzom z Polski i dwóm z Niemiec 267 tys. funtów szterlingów w roku obrachunkowym 2008/2009. Lekarze kierowani są z agencji pośrednictwa pracy. "Praktyka leczenia brytyjskich pacjentów przez fizycznie wyczerpanych zagranicznych lekarzy, którzy nie władają biegle angielskim, musi budzić obawy" - pisze "Daily Mail" po przeprowadzeniu w tej sprawie dziennikarskiego śledztwa. GMC i władze ośrodków zdrowia sprawdzają kwalifikacje zawodowe zagranicznych lekarzy pracujących na zastępstwach w W. Brytanii, ale nie biorą pod uwagę tego, że lekarz może być fizycznie wyczerpany po pracy w swoim kraju i po przelocie. Uzależnienie NHS od lekarzy dolatujących na zastępstwa w podstawowych ośrodkach zdrowia tłumaczy "Daily Mail" anomaliami zbiorowego układu pracy lekarzy domowych (general practitioners - GPs), dającego im możliwość zrzucenia obowiązków poza godzinami pracy na ośrodki zdrowia bez uszczerbku dla zarobków. W głośnej sprawie urodzonego w Nigerii lekarza z Niemiec Daniela Ubani GMC wszczęła dochodzenie w związku ze śmiercią dwóch pacjentów na jego pierwszej zmianie. Przed przystąpieniem do pracy w Cambridgeshire Ubani spał tylko trzy godziny.