Jak ocenił premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-leszek-miller,gsbi,1493" title="Leszek Miller" target="_blank">Leszek Miller</a>, liczba głosów oddanych na "tak" w słowackim referendum jest imponująca, natomiast frekwencja jest "no, dobra, ale w Polsce powinna być lepsza". - Wynik słowacki dowodzi, że powinniśmy się skoncentrować na nakłanianiu Polaków do wzięcia udziału w referendum. Proszeniu, aby skorzystali z tej ważnej możliwości i żeby jak najwięcej Polaków udało się do urn referendalnych, żeby nikogo nie zabrakło przy nich, obojętne czy chcą powiedzieć "tak", czy chcą powiedzieć "nie" - powiedział Miller. Dla wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości Kazimierza Michała Ujazdowskiego, decyzja podjęta przez Słowaków jest dobra i powinna zachęcić Polaków do podobnego sposobu głosowania. - Wyniki referendum na Słowacji, jak również na Litwie, są zachętą dla Polaków, by powiedzieli Unii "tak". Tym bardziej, że właśnie te dwa kraje widzą w Polsce lidera regionu - powiedział. Frekwencja zaskoczyła Ujazdowskiego na plus, "zważywszy na to, że według niektórych prognoz przewidywano, iż nie więcej niż jedna trzecia Słowaków w ogóle się w referendum zaangażuje, to frekwencja 52-punktowa jest ewidentnym sukcesem". Zdaniem Zygmunta Wrzodaka (LPR), referendum słowackie to skandal i parodia, a frekwencja - wynik "cudu nad urną". - Widzę ewidentnie, że z soboty na niedzielę zadziałał cud nad urną", bo "różne sondaże pokazywały, że ten wynik będzie w granicach 35-44 procent, a okazało się, że jest to 51 procent z ułamkiem - powiedział Wrzodak. Sam sposób prowadzenia referendum Wrzodak ocenia jako "skandal, parodię". - To skandaliczna, niedopuszczalna rzecz, by politycy tak zwanej lewicy i tak zwanej prawicy, którzy dmuchają w jedną trąbę prounijną, zamiast dać przykład, że nie wolno łamać prawa - wszyscy łamali prawo - podkreślił. Na wskaźnik frekwencji w referendum unijnym wpłynęły problemy społeczno-gospodarcze, jakie przeżywa Słowacja - ocenił wiceprezes PSL Eugeniusz Kłopotek. - Boję się o frekwencję w Polsce, bo problemy, jakie przeżywa nasz kraj, są większe. Boję się o frekwencję, bo o wynik jestem bardzo spokojny. Referendum na Słowacji - podobnie jak referendum na Litwie - pokazało, że głosować idą zwolennicy Unii. Przeciwnicy mówią, że są przeciwnikami, ale nie głosują - powiedział Kłopotek. - Na Słowacji wszystkie główne partie polityczne zachęcały do udziału w głosowaniu i udziału w referendum. Mimo to frekwencja jest na granicy 50 proc. U nas zaś jest jedna partia - Liga Polskich Rodzin - zdecydowanie na "nie" wobec Unii Europejskiej. "Nie" - przynajmniej ustami swego lidera Andrzeja Leppera - mówi także Samoobrona. Chociaż nie do końca wierzę w szczerość jego intencji. Jest też grupa obywateli pod wpływem <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">Radia</a> Maryja, którzy wypowiadają się przeciwko UE. To wszystko razem może sprawić, że może w Polsce zabraknąć frekwencji - uważa wiceprezes PSL. Także w opinii szefa klubu SLD Jerzego Jaskierni, słowacki wynik odzwierciedla zasadniczy problem głosowania - frekwencję. - Doświadczenie Słowacji pokazuje, że o frekwencję jest trudno. Sądzę, że również w Polsce to wyzwanie jest bardzo poważne - powiedział. - Unia się rozszerza, to w tej sytuacji Polska również powinna powiedzieć "tak" wejściu do niej. Aby i u nas zagłosowała odpowiednia liczba Polaków i żebyśmy i my osiągnęli ten wymóg 50 procent, trzeba zintensyfikować kampanię na rzecz uczestnictwa w referendum - uważa Jaskiernia. Wiceszef sejmowej komisji europejskiej Janusz Lewandowski (PO) wyniki referendum skomentował w ten sposób: "referendum słowackie, podobnie jak na Węgrzech, to dla Polaków zachęta i przestroga. Zachęta, bo we wszystkich krajach, które uciekły z sowieckiego imperium, w budujący sposób bierze górę instynkt samozachowawczy". Przestroga, bo referendum na Słowacji i lekcja węgierska pokazały, że "mimo ogromnej mobilizacji, mimo udziału w kampanii gwiazd słowackiego hokeja - odpowiedników naszego Małysza, z trudnością przekroczono barierę tych 50 procent" - podkreślił. Przez pozostałe do referendum tygodnie Polacy powinni być ogromnie mobilizowani. - Jeżeli pójdą, wynik jest przesądzony - uważa poseł PO. Według socjologa Andrzeja Rycharda, przykład Słowacji może silnie zmotywować Polaków: - Nie ma silniejszego czynnika motywującego niż przykład. A Polskę otaczają sąsiedzi, którzy albo są w Unii, albo mówią jej "tak". Jego zdaniem, słowacki wynik powinien nas cieszyć, ale nie może usypiać. - Po pierwszym dniu głosowań nie można było tam podawać informacji o frekwencji ani też mobilizować ludzi do większego udziału w referendum. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy wpłynęło to na frekwencję. Dobrze więc, że w Polsce można będzie podawać tę informację - podsumował. Słowackie referendum potwierdziło słuszność pomysłu wprowadzenia w Polsce dwóch dni referendum. Przykład Słowacji pokazuje nam, że warto ogłaszać wyniki frekwencji i mobilizować ludzi w trakcie trwania referendum - zgadza się prof. Lena Kolarska-Bobińska, socjolog, prezes Instytutu Spraw Publicznych. Jak dodała, ogłaszanie wyników frekwencji to za mało - muszą im towarzyszyć dodatkowe działania mobilizujące do uczestnictwa w referendum. - Punkty wyborcze są czasem daleko. Starszym, słabym, chorym - a jest ich wielu - trzeba pomóc tam dotrzeć. Takie działania mogliby organizować wójtowie, burmistrzowie, dyrektorzy szkół i lokalni liderzy. Najważniejsze są zachęty na najniższym, nawet lokalnym poziomie - sugeruje socjolog. Mieszkańcy Słowacji opowiedzieli się za wejściem ich kraju do Unii Europejskiej. Zgodnie z oczekiwaniami, zdecydowana większość głosowała za, natomiast tylko nieznacznie przekroczono wymagany dla ważności referendum 50-procentowy próg frekwencji. W referendum wzięło udział 52,15 procent uprawnionych do głosowania, z czego 92,46 procent opowiedziało się za integracją Słowacji z Unią Europejską, a 6,2 procent było przeciw - ogłosiła dzisiaj Centralna Komisja Wyborcza.