W poniedziałek, po wykolejeniu się pociągu i wielkim pożarze, do atmosfery przedostały się trujące substancje. Kierowcę dopadła toksyczna chmura. Po powrocie do domu zgłosił się natychmiast do szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. - Pacjent czuł się dobrze, przestraszył się jednak komunikatów o skażeniu, dlatego chciał się zbadać. Zrobiliśmy kompleksowe badania. Niestety, wykazały one zmiany wątrobowe, które mogą mieć związek z trucizną - mówi dziennikowi.pl dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator oddziału toksykologii. - Kontakt z fosforem negatywnie wpływa na pracę wątroby i serca. Powoduje też obrzęk płuc. Na razie stan mężczyzny jest dobry. Nie chciał zostać na obserwacji. Dostał leki oraz zalecenie, by zgłosił się na kontrolne badania - wyjaśnia ordynator. Dziś w sprawie katastrofy na Ukrainie zebrał się sztab kryzysowy wojewody lubelskiego. - Cały czas monitorujemy substancję, badamy stan wód, zwłaszcza rzeki Bug, oraz powietrza. Nie ma żadnego zagrożenia - zapewnia Małgorzata Trąbka, rzecznik prasowy wojewody. Wypadek wydarzył się 120 km od polskiej granicy. Przed toksyczną chmurą uratowała nas pogoda. Wiatry wiały w przeciwnym - północno-zachodnim kierunku. W rejonie miejsca wypadku zanotowano wielokrotne zwiększenie trujących oparów - do 3,5 mg na metr sześcienny przy normie 0,15 mg. Dawka śmiertelna fosforu wynosi 0,10 grama.