Pokonani rozbitkowie wyjechali "za chlebem". Z oszczędności zostało tylko uzależnienie, dreszcze i pot, gdy w zasięgu ręki nie ma alkoholu. Gdy rynek pracy tymczasowej podupadł, wielu z nich skończyło na ulicy popadając w nałogi - podaje BBC. Jak wskazują ostatnie ankiety, 18 proc. bezdomnych stanowią przybysze z Europy Wschodniej i Centralnej. Tylko dzięki pomocy Fundacji Barka niektórzy z nich mają szansę wrócić do swoich rodzin, do Polski. Bez wsparcia ze strony organizacji bezdomni emigranci nie byliby w stanie odłożyć na bilet powrotny. Barka wysyła najgorsze przypadki z powrotem do Polski - na odwyk (oczywiście za zgodą tych osób). - W tak tragicznym położeniu znalazło się wielu Polaków - mówi Barbara Sadowska z Fundacji Barka. Wracają do Polski i znowu piją? Nie wszyscy. Barka pomaga im wrócić do normalnego życia. Fundacja prowadzi w Polsce farmy ekologiczne, współpracuje z tartakami, a obecnie zakłada nawet fabrykę makaronu pod Poznaniem. Kto wie, może ta fabryka stanie się fabryką cudów i sensu życia, który gdzieś na emigracji zgubili polscy rozbitkowie. Zaangażowanie w pracę ma im pomóc odejść od nałogu. Kilka smutnych historii z możliwym happy endem Sławek był elektrykiem. Dobrze zarabiał. Pewnego dnia kawałek szkła prawie odciął mu palce. Później były liczne wnioski o odszkodowanie. I cisza. A zaraz za ciszą zwolnienie z pracy, bo jak tu pracować w takim zawodzie z uszkodzoną ręką. 8 miesięcy bez możliwości zarobienia pieniędzy. Przeżył tylko dzięki rodzinie, która zza oceanu wspierała go finansowo. Ale ileż tak można. Zaczął mieszkać w pustostanach, a później sypiał na ulicy. Tam wpadł w alkoholizm. Kiedy skończyły się prace dorywcze, Piotr wylądował na bruku. Leczył smutek tanim winem. Zestarzał się, nim zdążył zakosztować normalnego życia. Daniel wolał narkotyki. Jest miły i radosny, ale zbyt często wspomaga ten nastrój heroiną. Zawód ma nieźle płatny - taki, że spokojnie starcza na dragi. Kradnie. Na Wyspach swoje już przeżył. Złapany 14 razy przez policję ma na swoim koncie podwójne wczasy za kratkami. Takie życie go już nudzi i chce wrócić do Polski. I jeszcze jeden przypadek. Bez imienia. Na Wyspach wiedzie przyjemny żywot. Opowiada ludziom o swoich szlacheckich korzeniach, a dla swojej księżniczki, której jeszcze nie ma, przygotował srebrny pierścień w kształcie róży. Ten przypadek bez imienia spędził sporo czasu w zakładzie dla psychicznie chorych. Trafił tam, bo wywołał awanturę w McDonald's. Co robił, gdy nie było go w zakładzie? Spał na ulicach. Mimo to twierdzi, że "w Anglii było super". - Czuję się świetnie, a pacjenci tutejszych ośrodków dla obłąkanych są wrażliwsi niż cała reszta - zapewnia. Odwyk cięższy niż praca w tartaku Ilona pracuje w tartaku. Przyjechała tu kilka miesięcy temu z Londynu. Piła bez opamiętania, a gdy po raz pierwszy trafiła na detoks nie była w stanie rozpoznać nikogo ze znajomych. Teraz jest lepiej. Pracuje i ma się dobrze, ale myśli o powrocie do Londynu. Chce zacząć wszystko od nowa... Nikt jej nie zatrzyma. Będzie chciała wyjechać, to wyjedzie. A tam zacznie pewnie wszystko od nowa - włącznie z nałogiem. Polacy jadą do do raju, którego nie ma. A przynajmniej nie każdy ma do niego wstęp. Bez znajomości języka, bez środków finansowych, jadą w ciemno lub dają się nabrać na dobrze płatną pracę... Tej grupce się udało. Pozostali wciąż wierzą w Eldorado.