Katarzyna Pawlicka, Interia: Reporterka, która przez lata opisywała najbrutalniejszą rzeczywistość, sięga po narzędzia zarezerwowane dla fikcji literackiej. Skąd taka potrzeba? Justyna Kopińska: - Napisanie "Obłędu" zaplanowałam już bardzo dawno temu. Powiedziałam sobie, że na fikcję przyjdzie czas, gdy poruszę najważniejsze i najbardziej palące, a jednocześnie zamiatane pod dywan, tematy w Polsce: sprawę pedofilii i przemocy w polskim kościele oraz innych instytucjach publicznych. - Mój reportaż "Ksiądz pedofil odprawia dalej" i książka "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadettcie" ukazały się długo przed premierą "Nie mów nikomu" braci Sekielskich i filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego. Wówczas rzeczywiście nie mówiono tak dużo o przestępstwach popełnianych przez księży i zakonnice. Wiem, że moje teksty dużo w tej kwestii zmieniły, przede wszystkim po moim reportażu o s. Bernadetcie, główna bohaterka została odprowadzona do więzienia, zmieniono prawo, zaczęto mocniej kontrolować ośrodki wychowawcze, także te prowadzone przez siostry czy zakonników. Wcześniej zbyt często uważano, że skoro osoby duchowne sprawują nad nimi piecze, nie ma tam miejsca na żadne nieprawidłowości. Na podstawie wspomnianego reportażu powstało wiele programów telewizyjnych, obecnie powstaje film fabularny, a postrzeganie osób duchownych zmieniło się trwale. - W "Oddziale chorych ze strachu" opisałam przemoc ze strony lekarzy, w "Białej bluzce" upadanie wrażliwców, w tym wypadku minister Moniki Zbrojewskiej. Wiedziałam, że jak to zrobię, sięgnę po narzędzia zarezerwowane dla książek fabularnych, by opisać mechanizmy, które rodzą w ludziach dobro i te, które umożliwiają złu dojście do głosu. Bo, jak mówił Marek Edelman, w każdym z nas jest cząstka komendanta z Treblinki. Hanna Krall dodawała z kolei, że w każdym z nas jest też cząstka Marka Edelmana. Myślę, że to bardzo prawdziwe. Ludzie nie są z gruntu źli, sytuacje społeczne wyzwalają określone zachowania. Po raz pierwszy zdecydowała się pani opowiedzieć o bohaterach fikcyjnych. - Ponieważ wierzę, że literatura może podsunąć odpowiedzi na ważne pytania: jak żyć bardziej świadomie, dojrzale, jak uniknąć sytuacji wyzwalających zło. Oczywiście nie mówię o jednym czy dwóch procentach psychopatów, bo tylu jest ich w każdym społeczeństwie. To ludzie pozbawieni empatii i tego akurat nie da się zmienić. Na skrzydełku pani powieści czytamy, że "Nie każdą prawdę można opowiedzieć w reportażu". O jakiej prawdzie możemy mówić w kontekście "Obłędu"? - "Obłęd" pisałam tak, by został zrozumiany w każdym kraju na świecie, celowo zrezygnowałam z nazw miejscowości czy ulic. Jednocześnie to książka bardzo polska, bo najbardziej zależało mi, by ujawnić dwa najsilniejsze mechanizmy rodzące zło w naszym kraju. - Pierwszym z nich jest postrzeganie autorytetu jako osoby dobrej. Lekarz, ksiądz, sędzia są w przekonaniu większości Polaków ludźmi, którym można zaufać "z automatu", według wielu przestępca zawsze wygląda podejrzanie, ma brudne ubranie, szramę na twarzy. Moje doświadczenie reporterskie podpowiada mi, że jest zgoła inaczej. Sprawdzić pod kątem skłonności psychopatycznych trzeba przede wszystkim osoby z wysoką pozycją, bo to one w instytucjach zamkniętych dostają niczym nieograniczoną moc. Sierocińce, domy spokojnej starości czy szpitale wciąż nie są w Polsce należycie kontrolowane, a niekiedy są schronieniem dla postaci zaburzonych. I nie mówię o pensjonariuszach i pacjentach. - Równie niebezpieczny jest mechanizm przenikania się kontaktów, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Osoby z wymiaru sprawiedliwości niekiedy spotykają się prywatnie z politykami, co dla mnie jest absolutnie niedopuszczalne. Funkcja społeczna związana z wymiarem sprawiedliwości powinna automatycznie separować od spraw politycznych. Ludzie wiedzą, że jeśli kogoś stać na dobrych adwokatów, będzie traktowany łagodniej. Uważają, że Polska nie jest krajem sprawiedliwym i trudno nie przyznać im racji. Więcej o książce "Obłęd" Justyny Kopińskiej przeczytasz TUTAJ.