Co roku przed świętami najróżniejsze instytucje prześcigają się w organizowaniu akcji charytatywnych. Na ulicach miast rośnie liczba Mikołajów, którzy zamiast rozdawać prezenty, dzwonią metalowymi puszkami prosząc o datki. W supermarketach pojawiają się ludzie z wielkimi wiklinowymi koszami, czekając aż ktoś wrzuci do nich mąkę, cukier, makaron czy słodycze. Caritas rozprowadza specjalne bożonarodzeniowe świece, z których dochód ma pomóc najbiedniejszym. Polski Czerwony Krzyż uruchamia "czerwonokrzyską gwiazdkę", a niektóre restauracje przygotowują Wigilię dla bezdomnych. I chociaż na co dzień coraz częściej mamy dość obdarzania innych, to jednak przed świętami na nowo odżywa w nas miłość do bliźniego i chęć pomocy. Pomagamy, bo miękną nam serca Teoretycznie o ubogich, bezdomnych, potrzebujących powinniśmy pamiętać każdego dnia. Na oficjalnej stronie Caritasu czytamy: "Wigilijna świeca Caritas ma być czytelnym znakiem, że nasza postawa służby drugiemu człowiekowi powinna być nie tylko od święta". Prawda jest jednak taka, że zabiegani i zaabsorbowani swoimi problemami, walką o przetrwanie, o pracę i godne życie, coraz bardziej "znieczulamy" się na widok wyciągniętych w naszą stronę rąk. Wszystko zmienia się przed świętami. Bo Boże Narodzenie to czas, kiedy "miękną nam serca". - Przed świętami ludzie na chwilę zwalniają i wtedy łatwiej organizować akcje charytatywne - mówi INTERIA.PL Piotr Kaczmarski z Polskiego Czerwonego Krzyża. - Ludzie są bardziej szczodrzy, mobilizują się - dodaje. - Okres przedświąteczny powoduje, że stajemy się bardziej spostrzegawczy, zauważamy biedę i potrzeby innych - mówi z kolei Agnieszka Kubicka z Caritasu. I dodaje, że społeczeństwa wcale nie trzeba wtedy jakoś szczególnie zachęcać. O "charytatywnym sukcesie" może mówić Federacja Polskie Banki Żywności, od kilku lat zbierająca produkty dla ubogich. W tym roku padł rekord. - Zebraliśmy 510 ton żywności w 1,8 tys. placówkach handlowych. Produkty trafiały do koszy 26 tys. wolontariuszy - opowiada INTERIA.PL Małgorzata Lelonkiewicz, dyrektor federacji. Dla porównania, w zeszłym roku zebrano prawie o połowę mniej, bo 280 ton żywności. - Z roku na rok rośnie zaufanie do naszej akcji. Ważne jest odpowiednie nagłośnienie i fakt, że my nie zbieramy pieniędzy tylko jedzenie, a to, głównie przed świętami, ma wymiar szczególny. Ta konkretna pomoc jest naprawdę skuteczna - mówi dyrektor Lelonkiewicz. Organizacje charytatywne szukają jednak także nowych, innych sposobów na przyciągnięcie uwagi i pomocy. - W tym roku pozazdrościliśmy Caritasowi ich świec wigilijnych i postanowiliśmy rozprowadzać specjalne bombki i kartki, głównie wśród firm i osób dobrej woli. Całkowity dochód z nich zostanie przeznaczony na pomoc najuboższym - opowiada Piotr Kaczmarski z PCK. Jak bardzo jest to potrzebne świadczą statystyki. - Weźmy dla przykładu Warszawę. Z naszej pomocy korzysta tu miesięcznie średnio 7,5 tysiąca osób. Przed świętami, zimą ta liczba rośnie. Na samej warszawskiej Pradze na wsparcie liczy 8 tys. osób - mówi Kaczmarski. Dla wszystkich potrzebne jest jedzenie, ubrania, środki higieny. A to wymaga pieniędzy. Dodatkowo PCK przygotowuje paczki dla 150 upośledzonych umysłowo. - Gdyby nie bombki i kartki, na paczkę moglibyśmy przeznaczyć tylko 19 złotych - mówi Kaczmarski. - Dzięki nim, będzie więcej. Będą też mikołajowe paczki dla 1,6 tys. dzieci z ubogich rodzin, z całego kraju. Dajemy, bo ufamy Przy akcjach charytatywnych ważne jest zaufanie. Z badań wynika, że najchętniej dajemy tym, których znamy - PCK, Caritas, PAH i WOŚP. To organizacje, które pomagają cały rok, o których często słyszymy. - Dużym, sprawdzonym organizacjom łatwiej jest pozyskać środki na jakiś konkretny cel. Ale z drugiej strony, jeżeli się dużo o czymś mówi, to ludzie się na to uodparniają i może to stępić wrażliwość społeczną. - mówi Piotr Kaczmarski z PCK. - Zdarza się jednak, że większą popularnością cieszą się organizacje lokalne. Jeżeli się sprawdziły i budzą nasze zaufanie, to je wspieramy, bo oni pomagają nie anonimowym osobom, ale komuś konkretnemu z naszego otoczenia - dodaje. W akcjach charytatywnych duże znaczenie mają także wolontariusze. To od ich podejścia, odporności i chęci, w dużej mierze zależy powodzenie akcji. - Nasi wolontariusze biorą udział w akcji z roku na rok. Są sprawdzeni, mamy do nich zaufanie. Nie możemy brać przypadkowych osób, żeby dary nie trafiły w niepowołane ręce - mówi Małgorzata Lelonkiewicz z Polskich Banków Żywności. - Zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy mieli więcej wolontariuszy, to efekty akcji byłyby jeszcze lepsze. Ale musimy uważać - dodaje. Banki Żywności, podobnie zresztą jak i inne instytucje, opierają się także na znanych osobach. - W tym roku w wielkim otwarciu akcji uczestniczyli znani aktorzy: Grażyna Wolszczak, Cezary Żak, Karolina Różdżka, Maciej i Damian Damięccy - wymienia Lelonkiewicz. - Wszyscy oni przyznali później, że bycie wolontariuszem to ciężka praca. Szczególnie w dużych sklepach, gdzie wszyscy są anonimowi, robią swoje i często obojętnie przechodzą obok wolontariuszy. Ci muszą mieć dużo odwagi, siły i cierpliwości, żeby zwrócić na siebie uwagę i przekonać do pomocy, do dobrych intencji - mówi. Ludzie ciągle potrafią być jednak wspaniali. - Mieliśmy kilka sytuacji, gdy do wolontariuszy podchodził klient z wypełnionym po brzegi koszykiem i okazywało się, że wszystko co kupił jest przeznaczone na akcję dla potrzebujących. To naprawdę wzruszające sygnały - podkreśla Lelonkiewicz. A co będzie, gdy skończą się święta? Ubodzy dalej będą potrzebować pomocy, organizacje charytatywne dalej będą jej udzielać, a my spróbujemy na chwilę zapomnieć, że innym jest jeszcze gorzej. I tak aż do następnych świąt...