Podatek miałby polegać na wprowadzeniu opłaty 20 złotych od każdego Polaka przekraczającego granicę. Dzięki temu podatkowi do budżetu mogłoby wpłynąć 1,3 miliarda złotych rocznie. Ta propozycja jeszcze w fazie wstępnej wywołała wiele kontrowersji. Przedstawiciele Ministerstwa Finansów tłumaczą, że wprowadzenie tego podatku, prócz sporego zastrzyku gotówki do kasy państwa, ukróci także drobny handel przygraniczny, czyli tak zwane zjawisko "mrówek". W niektórych przypadkach nawet kilkudziesięciokrotne przekraczanie granicy dziennie nie będzie się po prostu opłacać. Okazuje się jednak, że wprowadzenie takich opłat bulwersuje także innych ludzi: "Jakie to głupie! Już za wszystko są podatki. Może będzie też za chodzenie po ulicy podatek?". Takim pomysłem zdziwieni są także przedstawiciele biur podróży. - Ludzie, którzy kupują bilety lotnicze już płacą 2-procentowy podatek. Powinno być jasno powiedziane, od kiedy do kiedy będzie pobierany ten podatek - czy to będzie wprowadzone na rok czasu, czy na 2 lata, czy już na zawsze - mówi szef jednego z większych biur podróży. Niestety, jeśli nawet podatek zostanie wprowadzony, to nikt nie wie, na jak długo.