W społeczeństwie panowało przekonanie, że męska płodność nie zna granic wieku. W obliczu wiedzy, którą dzisiaj dysponujemy, należy ją jednak traktować jako wyjątek od reguły. Nauka dostarcza coraz więcej dowodów, że wraz ze starzeniem się, mężczyzna ma coraz mniejsze szanse, by zostać ojcem - pisze "Rzeczpospolita". W ostatnim wydaniu amerykańskiego pisma "Fertility and Sterility" dowodzi tego Elise de La Rochebrochard z francuskiego Narodowego Instytutu Badań nad Demografią. Okazuje się, że wiek właściciela plemnika odgrywa ważną rolę nie tylko w procesie zapłodnienia, ale i utrzymania ciąży. - W przypadku mężczyzn proces przechodzenia od stanu płodności do niepłodności jest bardziej stopniowy niż u kobiet. Ma też charakter bardziej zindywidualizowany, co oznacza, że parametry nasienia u konkretnego 60-latka mogą być lepsze niż u 40-latka - tłumaczy prof. Grzegorz Jakiel, kierownik Kliniki Rozrodczości i Andrologii AM w Lublinie. Niemniej jednak wszyscy panowie muszą liczyć się ze zmianami, jakie zachodzą w organizmie, gdy przybywa im lat. - To na przykład malejące stężenie androgenów, szczególnie testosteronu, z czym wiąże się spadek produkcji plemników - mówi dr hab. Waldemar Kuczyński z Kliniki Ginekologii AM w Białymstoku i Centrum Leczenia Niepłodności Małżeńskiej "Kriobank". Pierwsze tego symptomy mogą być już widoczne około 40 roku życia, a ewidentnie od 55 -60. Dramaturgii sytuacji dodaje fakt, że od kilku lat pojawiają się informacje na temat pogarszającej się jakości męskiego nasienia. Potwierdzają to wstępne wyniki białostockich prac. - Prowadzimy je od około 15 lat. O ile na przestrzeni tego czasu liczba plemników nie zmieniła się, to zmniejszyła się obecność tych o ruchu progresywnym, które odgrywają najważniejszą rolę w zapłodnieniu - opowiada dr Kuczyński. Według kryteriów Światowej Organizacji Zdrowia ich odsetek w nasieniu powinien wynosić 25 proc. Tymczasem u mężczyzn przebadanych w Białymstoku w ciągu 15 lat stopniał do ok. 15 proc. Skąd ta różnica? Obwinia się między innymi zanieczyszczenie środowiska, ale ostateczna odpowiedź jest tajemnicą - czytamy w "Rzeczpospolitej". - Coraz częściej zgłaszają się do mnie panowie - przyznaje prof. Grzegorz Jakiel. - Wynikać to może również ze zmiany obyczajowości. Jeszcze 20 lat temu trudno było zaciągnąć ich do lekarza. Próbę zbadania jakości nasienia traktowali jako zamach na swoją męskość. Dzisiaj większość pacjentów stanowią 30-, 40-latkowie. Najpewniej dlatego, że w tym właśnie wieku decydują się na dziecko. Kiedy nie wychodzi, pojawiają się w klinice. Kłopoty tych najstarszych wynikają głównie z zaburzeń seksualnych. Leczenie polega nie tylko na objęciu opieką samego pacjenta, ale i jego partnerki. Jeśli mężczyzna ma zaburzenia płodności, to bardzo prawdopodobne, że również kobieta. Być może jest to skutkiem działania feromonów, czyli przyciągania się takich osób do siebie. W sumie szacuje się, że w społeczeństwach krajów wysoko rozwiniętych problemy z niepłodnością dotykają ok. 10 - 12 proc. populacji. W Polsce ponad miliona mężczyzn. Według danych brytyjskiego urzędu statystycznego, jedno na dziesięcioro dzieci zostaje spłodzone przez 40-latka, a jedno na sto przez 50-latka. Ojcostwo w polskim wydaniu ma nieco mniej siwych włosów. Wśród nowo narodzonych w 2004 roku tylko 7 proc. było potomkami mężczyzn po 40. Ale naukowcy mają dla nich też dobre wiadomości. Dzięki nowym możliwościom, jakie stwarza medycyna, znaczna większość borykających się z zaburzeniami płodności może doczekać się potomka. Z pomocą przychodzi choćby stosowana od dziesięciu lat metoda ICSI, która polega na bezpośrednim, mikrochirurgicznym wprowadzeniu plemnika do komórki jajowej. Panowie mogą się pocieszać również tym, że zegar biologiczny bardziej bezwzględnie tyka jednak dla pań. To ich wiek odgrywa najważniejszą rolę przy poczęciu dziecka, czego dowodzi choćby przykład Władysława Jagiełły. Miał cztery żony, wszystkie przewyższał wiekiem. Ostatnia, Sonka, która urodziła królowi dwóch następców, była młodsza od niego aż o pięćdziesiąt trzy lata.