Kilkanaście minut po 17 samolot pilotowany przez Szufę z impetem uderzył w wodę. Maszyna zniknęła z jej powierzchni. Po ok. 20 minutach ratownikom udało się wydobyć pilota i przewieźć go na plażę, gdzie przez ok. 40 minut zespół lekarzy przeprowadzał akcję reanimacyjną. W pobliżu stał helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i karetka pogotowia. Po godz. 18 karetka z rannym ruszyła w kierunku szpitala Wojewódzkiego w Płocku. Tam pełny zespół specjalistów od godz.18 30 do 19.20 prowadził reanimację. Niestety pilota nie udało się uratować - poinformował lekarz Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Piotr Mrówczyński. Maszyna doszczętnie się rozbiła Jak poinformował prezes aeroklubu ziemi mazowieckiej Włodzimierz Strześniewski, maszyna uderzając w powierzchnię wody doszczętnie się rozbiła. - Od ratowników otrzymałem informację, że kadłub maszyny wbił się w dno rzeki - powiedział Strześniewski.Do wypadku doszło, gdy maszyna wykonywała powietrze akrobacje. Dyrektor Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej Sławomir Adamkowski powiedział, że na razie jest za wcześnie, aby analizować przyczyny wypadku. - Pilot też może popełnić błąd, płaci wtedy najwyższą cenę - powiedział Adamkowski. Redaktor naczelny miesięcznika "Skrzydlata Polska" Grzegorz Sobczak powiedział, że najprawdopodobniej pilot zaczął wykonywać całą serię manewrów na zbyt małej wysokości.- Trzeba jednak pamiętać, że woda jest dość niewdzięcznym terenem - bardzo trudno ocenić wysokość - powiedział Sobczak.Dodał, że w lotnictwie zawsze przestrzega się pilotów, że woda potrafi oszukać. - Pilot mógł ocenić po wcześniejszych manewrach, że jest wyżej niż w rzeczywistości i ma trochę więcej miejsca pod sobą. Być może chciał pokazać publiczności manewr na nieco niższym pułapie - powiedział.Organizatorzy poinformowali, że Marek Szufa samodzielnie pilotował maszynę Christen Eagle II N54CE. Płetwonurkowie z obrażeniami rąk odwiezieni do szpitala Dwóch płetwonurków, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej, z obrażeniami rąk przewieziono do szpitala - poinformował rzecznik płockiej straży pożarnej Jacek Starczewski.Jak powiedział, płetwonurkowie, którzy zeszli pod wodę do wraku samolotu, musieli rozcinać fragmenty maszyny, by wydobyć uwięzionego pilota. Ranni, po założeniu opatrunków, opuścili szpital - poinformował Starczewski. Dodał, że cała akcja, do momentu przewiezienia łodzią pilota na brzeg, trwała ok 7-10 minut. Rzecznik straży przekazał, że na miejscu zdarzenia pracują prokuratorzy. Policja zabezpiecza materiał dowodowy Policja zabezpieczyła materiał dowodowy w postaci nagrań filmowych i dźwiękowych z pokazu.W związku z wypadkiem samolotowym organizatorzy V płockiego pikniku lotniczego odwołali pozostałe pokazy.Samolot został już wyciągnięty z dna Wisły i przetransportowany do portu.Wrak, który znajdował się na głębokości około 2-3 metrów, został zabezpieczony do oględzin w ramach wyjaśniania przyczyn wypadku. Marek Szufa - uznawany za jednego z najlepszych pilotów akrobacyjnych w Polsce - był wicemistrzem Polski. Latał też w kadrze narodowej. Od pewnego czasu nie startował jako zawodnik, natomiast latał dalej akrobacyjnie właśnie m.in. przy okazji różnego rodzaju imprez lotniczych. Na swojej stronie internetowej Szufa napisał, że lotnictwo było od zawsze jego największą pasją. Miał wylatane ponad 20 tys. godzin na różnych typach samolotów i ok. tysiąca godzin na szybowcach. Od 1979 r. był pilotem liniowym w PLL LOT, miał uprawnienia na samoloty pasażerskie An-24, Ił-18 oraz Tu-154 (w wersjach B2 oraz M), a od 1990 r. był kapitanem Boeinga 767. Na emeryturę odszedł w 2006 r. Potem założył własną firmę i latał na pokazach lotniczych. Prócz dwupłatowca Christen Eagle, który rozbił się w Płocku, na pokazy lotnicze Szufa latał też maszynami: Curtis Jenny, Jak-18 (radziecki samolot szkolno-treningowy z czasów tuż po II wojnie światowej), Spitfire MK VB (słynny brytyjski myśliwiec z II wojny światowej), CSS-13 (polska wersja radzieckiego Po-2, czyli "Kukuruźnika") oraz na dwóch maszynach akrobacyjnych: Extra 330 i Extra 300SX.