Dlaczego wzrost PKB ma być słabszy niż sądzono wcześniej? Co prawda w wojnach handlowych amerykańsko-chińskich wywołanych przez prezydenta USA Donalda Trumpa nastąpił rozejm, ale pojawiła się za to epidemia koronawirusa. A to dla gospodarki światowej kolejny szok. Rachuby na jej ożywienie - co wydawało się już o krok - muszą wrócić do lamusa. - Są bardzo niekorzystne trendy w otoczeniu zewnętrznym, z których jeden, czyli wojny handlowe wypadł, ale pojawił się inny. To koronawirus. Ta kumulacja gasi nasz ostrożny i tak optymizm co do szans na ożywienie gospodarcze na świecie i chłodzi optymizm co do polskiej gospodarki - powiedział dziennikarzom główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak. - Nie ma wątpliwości, że okres boomu gospodarczego, który trwał przez ostatnie 2-3 lata, dobiegł końca. Obawy o skalę spowolnienia bywają jednak przesadzone (...) Skala spowolnienia będzie umiarkowana - dodał. Przypomnijmy, że tegoroczny budżet przewiduje wzrost gospodarczy o 3,7 proc. A PKO BP jest prawdopodobnie ostatnią instytucją, która powiedziała, że tak wysoki wzrost jest nierealny. Wielu innych analityków zastanawia się, czy wzrost PKB w Polsce w tym roku przekroczy 3 proc. Prognoza PKO BP jest więc i tak bardzo wysoka. Wynika z niej na dodatek, że okres największego spowolnienia mamy w zasadzie za sobą lub właśnie dobiega ono końca. Według analityków PKO BP polska gospodarka pod koniec tego roku może się już rozwijać w tempie zbliżonym do 4 proc. - Spowolnienie gospodarcze w Polsce nie będzie się pogłębiać. Widzimy odbicie nawet do 4 proc. pod koniec roku - mówił Piotr Bujak. Ale dlaczego wzrost ma być słabszy niż wcześniej prognozowali analitycy PKO BP? Bo pojawiła się wysoka inflacja. - Średnioroczna inflacja w wysokości 3,8 proc. w 2020 roku pogarsza prognozę dla konsumpcji prywatnej - powiedział Piotr Bujak. Choć wzrost będzie słabszy, a konsumenci odczują mocno inflację, to - zdaniem analityków PKO BP - nie ma obaw, żeby budżet państwa nie zakończył roku "zerowym" deficytem. A to dlatego, że będzie miał nadzwyczajne dochody, między innymi takie, jak sprzedaż częstotliwości telekomunikacyjnych 5G i praw do emisji CO2. Natomiast na jeszcze większa poprawę ściągalności podatków nie ma co liczyć. - Bez dalszego wzrostu podatków dochody będą rosły ze względu na silny wzrost nominalnego PKB - mówił Piotr Bujak. I właśnie dlatego w budżecie nie będzie deficytu - również dzięki inflacji znacznie wyższej od wcześniejszych prognoz. PKO BP podniósł prognozę średniorocznej inflacji z 3,4 proc. do 3,8 proc. Budżet przewiduje, że inflacja w tym roku wyniesie średniorocznie 2,5 proc. Ale przy tak wysokiej inflacji, jak obecnie, wykonanie budżetu byłoby realistyczne nawet gdyby wzrost PKB osłabł poniżej 2 proc. Czemu mamy taką wysoką inflację? Z powodu wzrostu cen żywności, podwyżek cen prądu, wzrostu akcyzy na papierosy i alkohol, ale także z powodu wzrostu inflacji bazowej oraz szybszego wzrostu płac niż wydajności pracy. Ale także dlatego, że dopuściła do niej Rada Polityki Pieniężnej. - Byłoby dobrze, gdyby na przełomie 2017 i 2018 roku była podwyżka stóp o 25-50 punktów bazowych. Mielibyśmy bardziej stabilny system finansowy, mniejszą temperaturę na rynku nieruchomości, bardziej zakotwiczone oczekiwania inflacyjne i pewnie inflacja byłaby niższa - powiedział Piotr Bujak. Teraz pozostaje tylko wierzyć, że silny wzrost cen jest przejściowy. I analitycy PKO BP w to wierzą. Ich zdaniem pod koniec tego roku inflacja będzie poniżej 3,5 proc., a więc górnej granicy celu inflacyjnego RPP. Analitycy PKO BP uważają, że nie tylko budżet państwa będzie miał w tym roku zerowy deficyt, ale nie będzie także deficytu w finansach publicznych. Deficyt finansów publicznych jest zaplanowany na ten rok w wysokości 1,2 proc. PKB. Jednak samorządy będą w tym roku inwestować znacznie mniej i dlatego nie ich budżety nie będą powiększać deficytu. - Saldo finansów publicznych powinno być zbliżone do zera (...) Pozycja fiskalna Polski jest najlepsza w historii - mówił Piotr Bujak. Analitycy PKO BP nie podejmują się "policzyć" jakie dla gospodarki światowej, a w ślad za tym i polskiej będzie miała epidemia koronawirusa w Chinach. Podobnie zresztą takich prognoz nie podjął się nawet amerykański bank centralny Fed. Uważają jednak, że epidemia zostanie w najbliższych miesiącach opanowana, a Chiny, których PKB spadnie w I kwartale tego roku do 2 proc., do końca roku zdąża "odrobić" zaległości. Natomiast poprawie perspektyw wzrostu w tym roku będzie sprzyjać łagodzenie polityki pieniężnej przez banki centralne. Policzyli, że w roku ubiegłym 49 banków centralnych z najważniejszych gospodarek świata obniżyło stopy procentowe aż 71 razy. - To w trakcie 2020 roku będzie mieć pozytywny wpływ na globalną koniunkturę - powiedział Piotr Bujak. Jacek Ramotowski