Według najnowszego bilansu w zbombardowanym szpitalu prowadzonym przez organizację Lekarze bez Granic (MSF) zginęło 22 ludzi. Szef Pentagonu zastrzegł, że sytuacja w terenie jest niejasna i złożona, a ustalenie faktów na temat wydarzeń w Kunduzie może potrwać. - Wiemy, że amerykańskie siły lotnicze były zaangażowane (w operację) w pobliżu Kunduzu i wiemy, że obiekty, które widzicie w informacjach medialnych, zostały zniszczone - powiedział dziennikarzom towarzyszącym mu w podróży do Hiszpanii. - Ale obecnie nie mogę powiedzieć, jaki był związek (między tymi faktami) - dodał. Przedstawiciele amerykańskich władz przekazali agencji AP, że lotnictwo odpowiedziało na prowadzony przez talibów ostrzał, gdy amerykańskie siły specjalne doradzające afgańskim komandosom zwróciły się o wsparcie z powietrza w pobliżu szpitala w Kunduzie. Według afgańskich władz talibowie wykorzystywali szpital jako "żywą tarczę". Lekarze bez Granic zaprzeczają, by talibowie znajdowali się na terenie szpitala. Po ataku, do którego doszło w sobotę nad ranem, organizacja wycofała się z Kunduzu. O kontrolę nad miastem toczyły się w ostatnich dniach walki między afgańską armią a talibami. Do Kunduzu wysłano siły specjalne NATO, by pomóc afgańskiemu wojsku w odbiciu tego miasta.