Tymczasem ostatnia podróż Radka Sikorskiego do Moskwy była znakomitym przykładem tego, jak bardzo zmieniła się polityka zagraniczna w XXI wieku. Istotą wyjazdu nie było bowiem załatwianie mitycznych "konkretów" (to ulubione pytanie dziennikarzy - co konkretnego udało się załatwić?), ale budowanie atmosfery wzajemnych relacji. I to wcale nie na linii Warszawa-Moskwa, tylko Warszawa-Bruksela. Większa część polityki zagranicznej Polski, podobnie jak innych państw europejskich, rozgrywa się dzisiaj w odniesieniu do Unii Europejskiej. I przy wielu słabościach polityki obecnego rządu zrozumienie tego faktu jest niewątpliwym atutem rządu PO. Sukcesem Sikorskiego był przede wszystkim sam termin wyprawy do Moskwy. Dzień przed szczytem UE w Pradze, poświęconym Partnerstwu Wschodniemu. Dzięki temu polski minister był tym, który przywódcom Unii referował z autopsji stosunek Rosji do najważniejszych problemów w relacjach z Europą. Na dodatek mógł powiedzieć, że jego rosyjski partner, minister Ławrow, ze zrozumieniem przyjął informacje dotyczące Partnerstwa. To bardzo wiele, gdyż Moskwa mniej lub bardziej zdecydowanie demonstrowała swoje niezadowolenie z tego projektu. Sześć państw uczestniczących w PW to, zdaniem Rosji, jej oczywista strefa wpływów. Niestety, to zdanie milcząco zdaje się podzielać wiele państw europejskich. Milcząco, gdyż nikt formalnie nie zgodzi się na istnienie bliskiej zagranicy, ale faktycznie w Berlinie czy Paryżu przyjmuje się baz zdziwienia różne działania Rosji przekraczające normy polityki międzynarodowej, jeżeli podejmowane są one na Białorusi czy nawet w Gruzji. Stąd uwaga Ławrowa, że Partnerstwo Wschodnie jest do przyjęcia ma bardzo dużą wartość, gdyż likwiduje obawy wielu państw unijnych i daje szansę na ich zaangażowanie w poparcie projektu. Podobne znaczenie miały kiedyś słowa Borysa Jelcyna wypowiedziane w Warszawie, że Rosja nie będzie sprzeciwiała się wejściu Polski do NATO. Wprawdzie po kilku miesiącach Rosjanie zmienili zdanie, ale machina rozszerzenia ruszyła, a co ważniejsze: nasi partnerzy na Zachodzie pokonali wówczas pewną barierę mentalną - uznania, że Polska może leżeć po zachodniej a nie wschodniej stronie Europy. Deklaracja uzyskana przez Sikorskiego w Moskwie może mieć podobną wartość, nawet jeśli Rosjanie zaczną się z niej po jakimś czasie wycofywać. Nie jestem natomiast przekonany, czy sukcesem jest powrót do rozmowy o żegludze na Zalewie Wiślanym. Wydaje się, że taka rozmowa ma wartość przede wszystkim wyborczą. Wyborcom w Elblągu można sprzedać wizję ich miasta jako portu morskiego. I nawet jeśli nikt w to nie wierzy, to ładnie brzmi taka opowieść. W istocie problem jest taki, że aby uzyskać możliwość korzystania z Cieśniny Pilawskiej, powinniśmy zaangażować się w prace nad pogłębianiem zamulonego toru wodnego. To uczciwy deal. Ale w ten sposób w zamian za miraż portu morskiego w Elblągu wspieramy rozwój portu w Kaliningradzie, który jest konkurencyjny dla Gdańska. Wydaje się więc, że o żegludze na Zalewie Wiślanym możemy rozmawiać, ale załatwienie tej sprawy wcale nie jest dla nas dobrym interesem. Wracając do początku: Radek Sikorski słusznie łączy politykę wschodnią z polityką unijną. Bo wypreparowywanie polityki wschodniej skazuje nas na porażkę i konflikty, a przede wszystkim pozbawia najsilniejszej broni, jaką jest polski głos w Unii i NATO. I w kategoriach unijnych wizyta w Moskwie była sukcesem. Podobnie jak uchwalenie w Pradze małego, rachitycznego, ale istniejącego nareszcie Partnerstwa Wschodniego. Tyle że schody zaczęły się dopiero teraz. Partnerstwo Wschodnie to tylko instrument polityki. Skonstruowaliśmy go. Ale prawdziwym wyzwaniem będzie użycie tego instrumentu dla realizacji narodowych celów Polski. Jerzy Marek Nowakowski