Co pod nosem powinien sobie zanucić Jerzy Brzęczek? Dlaczego Robert Lewandowski nie zdobędzie Złotej Piłki? Kto jest jedynym człowiekiem, który może zrobić z Piotra Zielińskiego czołowego pomocnika Europy? Odpowiedzi na te pytania tylko w tej rozmowie. Łukasz Żurek, Interia: Latem zeszłego roku selekcjonerska posada przypadła w udziale Jerzemu Brzęczkowi. "Bo ma ogień w oczach" - usłyszeliśmy wtedy od prezesa PZPN. Czy to było dobre kryterium wyboru? Janusz Panasewicz: - Może pan Brzęczek rzeczywiście miał ogień w oczach. Ale piłkarze nie mieli tego ognia na boisku. Jedno z drugim nie za bardzo się więc zgadza. Jedni mówią, że nasza grupa była silna, inni - że słaba. Moim zdaniem była mocno średnia, czyli jedna ze słabszych. Wygraliśmy wyścig o Euro, ale Polska nie grała w tych eliminacjach dobrze. Mimo że wszystko się pomyślnie ułożyło, nie zapamiętam z tych kwalifikacji kilku świetnych spotkań, a jedynie parę świetnych zagrań. Powinno być odwrotnie. Można łatwo uwierzyć, że przez niewiele ponad rok Brzęczek stracił więcej zdrowia niż przez całką karierę zawodniczą. Wywalczył awans, wygrał grupę, a i tak przez cały czas tarzany był w potoku inwektyw i szydery - szczególnie w przestrzeni wirtualnej... - Granica dobrego smaku trochę została przekroczona. Drużyna miała jasno nakreślony cel. Pan Brzęczek go zrealizował i to przed czasem. Taki jest nagi fakt. Natomiast styl gry... to zupełnie coś innego. Obawiam się już dzisiaj o to - podobnie jak wielu polskich kibiców - jak ta drużyna będzie wyglądała na mistrzostwach Europy. Szybko minie czas, który dzieli nas od turnieju finałowego. No i Łotwy tam już nie będzie. Czara goryczy może się wtedy przelać. To niepokojąca, ale i realna wizja. Już podczas udanych eliminacji Brzęczek funkcjonował trochę jak w piosence: "W siódmym niebie nienawiści zmiłowania ani gram"... - Zgadza się, ale tak naprawdę podobnie jest w całej Europie. Spójrzmy na taką Barcelonę. Ciągle się wzmacnia, ma znakomitych piłkarzy, lideruje w lidze krajowej i w Champions League. A mimo to kibice "jadą" z Valverde niemiłosiernie. Nie mogą znieść takiej gry, jaką widzą obecnie, bo przez lata przyzwyczaili się nie tylko do zwycięstw, ale i do porywającego stylu. To tylko jeden z kilku przykładów, które moglibyśmy przytoczyć. Hejt jest dzisiaj wszechobecny. Inna rzecz, że bardzo często wizerunek trenera wcale nie zależy przede wszystkim od wyników, jakie osiąga prowadzona przez niego drużyna. Czasem to kwestia sposobu jego mówienia, sposobu argumentowania. I generalnie tego, czy jest lubiany. Wiele czynników decyduje o tym, jaką cieszy się renomą. Który kawałek ze swojego repertuaru zadedykowałby pan selekcjonerowi dla relaksu, ewentualnie dla rehabilitacji emocjonalnej? - Repertuar jest na tyle szeroki, że selekcjoner na pewno wybrałby sobie coś właściwego sam. Ale myślę, że moglibyśmy zaproponować "Sztukę latania" - już abstrahując od samej treści utworu. Bo jak prowadzisz drużynę narodową, to musisz wiedzieć nie tylko jak latać, ale i jak lądować. A czy szef kadry nie powinien mieć w sobie coś z rockmana? Juergen Klopp to ma. Nie ma tego Brzęczek i nie miał tego Adam Nawałka - obaj bardziej wychowani na litanii z "Vademecum skauta"... - O tak, Klopp to jest osobowość. Ten facet z ludzi przeciętnych robi wielkie gwiazdy. Z zawodnika potrafi wydobyć wszystko co najlepsze. Wiedzą coś o tym Robert Lewandowski, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek z czasów gry w Borussii Dortmund. I dokładnie coś takiego przydałoby się Piotrowi Zielińskiemu, bo to nie jest już dzieciak. Ma 25 lat i w tym wieku powinien pokazywać pełnię swoich możliwości. Gdyby Klopp wziął go pod swoje skrzydła - a wiemy, że tego chce - byłaby to dla Piotrka opcja optymalna. W moim mniemaniu Zieliński stałby się wtedy jednym z najlepszych pomocników Europy. Potencjał ma nie mniejszy niż Philippe Coutinho. Żaden szkoleniowiec we Włoszech nie wyciągnie z "Ziela" nic więcej. Brakuje mu tego pierwiastka rockandrollowego, który posiada właśnie Klopp.