Sąd Królewski w Liverpoolu prowadzi obecnie proces o brutalne morderstwo 20-letniej Moniki Szmecht. O zabójstwo oskarżony jest były narzeczony Polki - 27-letni Anthony Clark. Według prokuratury mężczyzna porwał, ugodził wielokrotnie nożem, a następnie podpalił dziewczynę. Okazuje się jednak, że sprawą nie są zbytnio zainteresowane brytyjskie i polskie media. Na Wyspach zajmują się nią jedynie lokalne angielskie gazety, a i te przedstawiają tylko szczątkowe informacje. Rodzina dziewczyny, która mieszka w Kłodzie koło Leszna, nie została należycie poinformowana o rozprawie. W rozmowie z Goniec.com brat Moniki przyznał, że Szmechtowie nawet nie wiedzieli, że proces już się zaczął. Nie otrzymali bowiem żadnego zawiadomienia od brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Choć od tragedii minęło już ponad dziesięć miesięcy, najbliżsi Polki nadal nie mogą pogodzić się ze śmiercią córki, siostry i kuzynki. "Minęło już sporo czasu. Rany się powoli zasklepiają, ale to co spotkało Monikę, jest tak okropne, że nie wiem, czy kiedyś uda nam się o tym zapomnieć" - mówi w rozmowie z Goniec.com kuzyn Moniki. "To była wspaniała i przyjacielska dziewczyna" - dodają znajomi. Na trzy miesiące przed tragedią Monika zaprosiła swojego narzeczonego do Polski. Przedstawiła go rodzicom i rodzeństwu. Dziś tak wspominają to spotkanie: "Wydawało się, że jest normalnym mężczyzną. Był pogodny, uśmiechnięty. Żartował. Z ich rozmów w języku angielskim wywnioskowałem jednak, że był o nią bardzo zazdrosny" - mówi brat Moniki. Ojciec dziewczyny cieszył się wtedy, że córka poznała kogoś sympatycznego. Teraz nazywa Anglika krótko: "To bestia" - mówi. Morderstwo wstrząsnęło rodzinną miejscowością Moniki. Jej mieszkańcy przyznają, ze do tamtej pory nie słyszeli o okrutniejszej zbrodni. Monika Szmecht na Wyspy przyjechała na rok przed tragedią. W trzeciej klasie zostawiła liceum w Lesznie i zdecydowała się na wyjazd. Nie przystąpiła do matury. W Liverpoolu pracowała jako kelnerka we włoskiej restauracji. Planowała wziąć udział w lokalnych wyborach miss. On nie chciał się zgodzić na ten pomysł. To wtedy zaczął ją bić. Tkwiła w toksycznym związku. Raz zgłosiła nawet pobicie na policję. W końcu postanowiła zakończyć znajomość. Niedługo po tym niespodziewanie nie przyszła do pracy. Koledzy zaczęli jej szukać. Wtedy na wzmiankę w prasie dotyczącą spalonej dziewczyny natknęła się kuzynka Moniki. Ciało Polki rozpoznała dzięki naszyjnikowi, pierścionkowi i tatuażowi. Identyfikację utrudniały poparzenia, które pokrywały 80 procent ciała 20-latki. 11 czerwca 2007 roku Monika został porwana, wielokrotnie ugodzona nożem, a następnie oblana benzyną i podpalona. Resztką sił dobiegła do jednego z pobliskich domów, a następnie przewróciła się na jego progu. Załoga karetki pogotowia, która pojawiła się na miejscu zdarzenia zeznała, że w momencie znalezienia Monika "wciąż się tliła". Zdołała jednak przekazać im dane sprawcy. Zmarła dwie godziny później w Whiston Hospital. - Monika była ofiarą złudnych uczuć. Można powiedzieć, ze miała "oszukane serce". Nic nam jej nie wróci. Teraz czekamy na sprawiedliwość - mówi brat Moniki. Iwona Kadłuczka - Goniec.com