Przypomnijmy: coraz częściej słyszy się z ust przywódców Sojuszu, że brytyjscy komandosi (6000 żołnierzy czeka na wyjazd do Afganistanu) nie są im potrzebni. Mudżahedini twierdzą, siły Sojuszu są wystarczająco silne do pokonania talibów. Zapominają, że zwyciężyli dzięki m.in. amerykańskim nalotom i rosyjskiej broni. Piotr Balcerowicz uważa, że są to efekty błędnej polityki Waszyngtonu wobec Afganistanu. - To była krótkowzroczność polityki amerykańskiej. Od początku było wiadomo, że na Sojusz Północny nie można było stawiać jako na siłę prozachodnią. Myślę, że drugim problemem, który Zachód stworzył, to były bombardowania potwornie utrudniające znalezienie kompromisu. Plemiona pasztuńskie w części poczuły się poniżone, trudniej będzie im pójść na kompromis. Utraciły honor, a honor jest szalenie ważnym elementem politycznym w Afganistanie - uważa Balcerowicz. Jego zdaniem, na pokój w Afganistanie trzeba będzie jeszcze długo poczekać. Jednak podział tego kraju pomiędzy poszczególne plemiona jest wykluczony. - Doprowadziłoby to do wojny w całym regionie, a być może nawet do wojny światowej - dodaje Balcerowicz.