Z dużym opóźnieniem przeczytałem wywiad z Mieczysławem Wachowskim, który ukazał się w Interii 19 września. (Nie wiem, jak go ominąłem, bo w zasadzie codziennie bywam państwa gościem.) Jest tam wypowiedź na mój temat. Według Wachowskiego, "skasowałem 3 lancie, naciągnąłem kancelarię na telefon na ponad 5 milionów i on mnie wyrzucił na zbity łeb". Oświadczam, że nigdy nie skasowałem ani jednej lanci, ani też jakiegokolwiek innego samochodu, telefon za pięć milionów był związany z tajnymi negocjacjami z Marsjanami, a do dymisji podałem się sam, właśnie z powodu "widma wszechwładnego kretyna krążącego po pałacu prezydenckim". Moja dymisja była w swoim czasie wydarzeniem dość spektakularnym i stawiającym Pałac Prezydencki w kłopotliwej sytuacji. Gdyby istniały wówczas jakiekolwiek zarzuty wobec mnie, z pewnością zostałyby podane do publicznej wiadomości. Żadnych zarzutów nie było. Wachowski jeszcze raz wrócił do swoich metod. Takimi sposobami pozbywał się z otoczenia Prezydenta wszystkich oddanych Wałęsie ludzi. Miedzy innymi braci Kaczyńskich, chociaż Oni też odeszli sami. Jan Purzycki