W ostrzelanym dzisiaj przez amerykańskie wojska bagdadzkim hotelu "Palestine" zginął operator telewizji Reutera Taras Procjuk - podali z Bagdadu korespondenci radia RMF FM. Wcześniej informowano, że w hotelu zostały ranne cztery osoby z ekipy Reutersa i hiszpański kamerzysta. Wszyscy mieli trafić do szpitala. W hotelu "Palestine" mieszkają zagraniczni dziennikarze relacjonujący wojnę w Iraku, w tym również wysłannicy RMF, którym niec się nie stało. Taras Procjuk był ich bliskim przyjacielem. Od wielu tygodni pracowali wspólnie w irackiej stolicy. Procjuk bardzo pomógł wysłannikom RMF w organizowaniu pobytu w Iraku. - Nasz przyjaciel Taras nie żyje. Operator telewizji Reuter, Ukrainiec czekający na polski paszport. Zawsze był uśmiechnięty - mówi Jan Mikruta. Był - jak mówią reporterzy RMF - jednym z najbardziej doświadczonych i rozsądnych dziennikarzy na tej wojnie. - Od wielu tygodni bezinteresownie nam pomagał. Wczoraj w nocy długo rozmawialiśmy. Mówił, że nie można bezsensownie ryzykować. Zginął we własnym pokoju. U nas nadal stoi jego kamera - dodaje Przemysław Marzec. Procjuk mieszkał w Polsce z żoną i 8,5-letnim synem. Amerykański generał Buford Blount powiedział, że seria strzałów do hotelu została oddana z amerykańskiego czołgu. - Najpierw czołg został ostrzelany z hotelu z broni lekkiej i z granatników, a następnie oddał jedną serię strzałów celując w hotel - powiedział generał Blount, który dowodzi 3. Dywizją Piechoty Zmechanizowanej USA.