Wilkowór Tasmański, największy znany nam drapieżny torbacz żyjący na Ziemi, nigdy nie miał łatwego życia. Według niektórych naukowców "zagrożony wyginięciem" był już dobry paręset lat temu. Powód? Ten sam co zawsze - spotkał człowieka. Kiedy pierwsi ludzie ze Starego Świata przybyli na tereny dzisiejszej Australii i Nowej Gwinei, uznali zwierzęta te za szkodniki i zaczęli je tępić. Swoje zrobiła też rosnąca na Antypodach w bardzo szybkim tempie populacja psów dingo. Z czasem Thylacinus zepchnięty został na wyspę Tasmanię, a ostatecznie przestał istnieć w naturalnym środowisku. Ostatni przedstawiciele gatunku przetrzymywani byli na początku XX wieku w angielskich, belgijskich, niemieckich i australijskich ZOO, ale i tam Wilkowory nie pożyły zbyt długo. Ostatnim znanym okazem był samiec o imieniu Benjamin, żyjący w Beaumaris Zoo, w mieście Hobart, w Australii. "Tygrys" zmarł jednak w 1936 roku, nie pozostawiając po sobie żadnego potomstwa. Dotychczas sądzono, iż jedynym zachowanym materiałem filmowym, na którym uwieczniono Benjamina jest taśma pochodząca z 1933 roku: W połowie maja Narodowe Archiwum Filmu i Dźwięku Australii opublikowało jednak odnalezione po 85 latach nagranie z 1935. Dzięki temu możemy oglądać ostatniego Wilkowora Tasmańskiego w całkiem niezłej jakości, niecały rok przed jego śmiercią. Historia Wilkoworów tylko pozornie skończyła się wraz z odejściem Benjamina. W całej swojej pokrętnej logice ludzie, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej masowo wybijali drapieżne torbacze, postanowili odnaleźć je w latach 60. Pojawiły się bowiem plotki, że w tasmańskich lasach żyją jeszcze stada "Fałszywych Tygrysów", jak nazwali je miejscowi. Jednak ani szeroko zakrojone poszukiwania, ani utworzenie rezerwatu nie dały żadnych rezultatów. W XXI wieku, dzięki najnowszym technologiom, naukowcy podjęli próby sklonowania Wilkowora na podstawie materiału DNA pobranego z zachowanych szczątek ostatnich przedstawicieli gatunku. Tutaj pojawił się kolejny problem - ciała zwierząt zakonserwowano w formalinie, która zniszczyła tkanki, przez co "odtworzenie" Thylacinus było niemożliwe, nawet z pomocą zdobyczy nauki. Może nie trzeba było ich po prostu wybijać? Do dzisiaj nie dysponujemy nagraniem jakiegokolwiek okazu w jego naturalnym środowisku. Nie zachowało się też żadne nagranie dźwięku wydawanego przez zwierzę. Opublikowany niedawno fragment filmu 1935 roku może być jednym z najlepszych obrazów, przedstawiających żywego Wilkowora Tasmańskiego. ***Zobacz także***