Przed olsztyńskim Sądem Okręgowym rozpoczął się w piątek proces Mirosława S., który w lutym w Biskupcu miał zabić znajomego. W śledztwie mężczyzna przyznawał się do winy i składał wyjaśnienia. Przed sądem w piątek je odwołał mówiąc, że wszystko w aktach, co dotyczy jego relacji o zdarzeniu, zostało wymyślone. - Byłem wiele godzin katowany na komendzie w Olsztynie - powiedział sądowi Mirosław S. i ze szczegółami opowiadał m.in. o tym, jak bito go po głowie, kazano godzinami klęczeć, kopano po ciele. - Gdy to nie dało efektów przeszli do drugiego etapu, czyli założyli mi na głowę małą reklamówkę i psikali pod nią gazem - opowiadał S. Przebywając w areszcie Mirosław S. wysłał do prokuratury pismo, w którym opisał, jak go bito na komendzie. Sprawa została umorzona. - Ale potem znaleźli się następni pobici, stało się o tym głośno i dopiero zaczęto sprawdzać, co się w komendzie dzieje - mówił Mirosław S. Podkreślał, że został tak dotkliwie pobity i skopany, że przez dwa miesiące miał kłopoty z oddychaniem. - Bo mi stłukli żebra - precyzował. Pytany przez sąd, dlaczego o biciu przez policjantów nie powiedział ani przesłuchującemu go prokuratorowi, ani sądowi, który go aresztował Mirosław S. przyznał, że się bał, bo policjant, który go bił wciąż przy nim był, konwojował go do sądu i prokuratury. W piątek Mirosław S. podkreślił, że nie przyznaje się do zabójstwa znajomego. Kolejną rozprawę sąd wyznaczył na 19 grudnia. W sprawie bicia zatrzymanych na olsztyńskiej komendzie toczy się oddzielne śledztwo - prowadzi je Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce. Jej rzecznik Rafał Kaczyński powiedział, że w tej sprawie pokrzywdzonych jest 25 osób, w tym Mirosław S. Zarzuty bicia przesłuchiwanych usłyszało dotąd 10 policjantów, z których 3 jest tymczasowo aresztowanych. Sprawa wciąż jest przez prokuratorów określana jako "rozwojowa".