Olaf Scholz z poważnym spojrzeniem idzie przez miasto zniszczone przez tegoroczną powódź, obiecuje miliardy euro wsparcia. W obliczu czwartej fali pandemii koronawirusa jako minister finansów obiecuje też ledwo zipiącym przedsiębiorcom przedłużenie programów pomocy finansowej i kredytów. Inny obrazek - Olaf Scholz z telefonem przy uchu stoi przed Kapitolem w Waszyngtonie, gdzie negocjuje wprowadzenie globalnego podatku minimalnego dla koncernów. Potem motorówką pokonuje kanały w Wenecji, gdzie podczas szczytu grupy G20 naciska na jego wprowadzenie. W czasie kampanii wyborczej socjaldemokratyczna SPD starała się zwracać uwagę wyborców na rządową funkcję Scholza. "Wykonuje swoją pracę i robi to dobrze" - to hasło unosiło się nad kandydatem socjaldemokratów. Olaf Scholz od 2018 roku jest ministrem finansów w koalicyjnym rządzie chadeków i socjaldemokratów, na którego czele stoi Angela Merkel. Jest też wicekanclerzem. Program wyborczy lewicowy, kandydat nie za bardzo Scholz jest kandydatem SPD już od sierpnia 2020 roku. Jego nominacja przez szefostwo partii, czyli Saskię Esken i Norberta Waltera-Borjansa, i to na 13 miesięcy przed wyborami, była dużym zaskoczeniem. Po pierwsze dlatego, że wystawianie kandydata na ponad roczną publiczną obserwację jest ryzykowne. Każdy krok jest oceniany, każde wypowiedziane zdanie może obrócić się przeciwko niemu. Nominacja była niespodziewana także dlatego, że jeszcze parę miesięcy wcześniej Scholz zaciekle rywalizował z duetem Esken/Walter-Borjans o przywództwo w partii. Dość konserwatywny jak na SPD Olaf Scholz przegrał w końcu z bardziej lewicowym tandemem. Partia wystawiła zatem jako kandydata na kanclerza polityka, którego jeszcze niedawno nie chciała jako własnego przewodniczącego. Otrząsnąć się i do roboty - Znaleźliśmy wspólną drogę, aby bardzo blisko, spójnie i emocjonalnie współpracować - komentował Scholz decyzję partii. - W zasadzie tuż po podjęciu decyzji w sprawie przewodniczącego SPD, zaczęliśmy blisko kooperować, co zaowocowało dużym zaufaniem, tak że w pewnym momencie byłem pewny, że nasz duet kierowniczy zaproponuje właśnie mnie, a i oni dość wcześnie przeczuwali, że mnie zaproponują - mówił. To zdanie dokładnie pokazuje, jak Olaf Scholz obchodzi się z konfliktami: wstać, robić dalej swoje i nigdy w siebie nie wątpić. 63-letni Scholz obdarzony jest niezachwianą pewnością siebie. W swojej długiej karierze politycznej przeszedł już wiele poważnych wstrząsów, ale żaden nie wytrącił go z równowagi. Racjonalny i pragmatyczny - to się liczy w kryzysie Scholzowi nie zaszkodziła nawet afera podatkowa cum-ex ani sprawa gigantycznego oszustwa i braku nadzoru finansowego nad firmą Wirecard. I choć podczas posiedzeń parlamentarnej komisji śledczej minister nie wypadł najlepiej, to politycznych konsekwencji nie było. Pewnie także ze względu na to, że z powodu pandemii koronawirusa wszystko inne zostało zepchnięte na dalszy plan. Scholz wiedział, jak to wykorzystać. - Wyciągamy bazookę, aby zrobić to co trzeba - mówił wiosną 2020 roku, krótko po tym jak pandemia dotarła do Niemiec. Nieważne jak duże będą długi, Niemcy udźwigną finansowe koszty pandemii. "Sięgniemy po każdy środek, abyśmy przeszli przez tę trudną sytuację". Ludziom się to podoba. W kryzysie w cenie jest pragmatyzm, bardziej niż charyzma. Bo akurat tego Scholzowi brakuje. Nie potrafi okazywać emocji, wyjść z roli. Nawet w momentach największej radości emanuje opanowaniem brytyjskiego lokaja. Urok maszyny Przez wiele lat ciągnęło się za nim określenie "scholzomat" - połączenie Scholza i automatu. Ukuł je w 2003 roku tygodnik "Die Zeit", bo Scholz w swoich wystąpieniach jako sekretarz generalny SPD wypadał jak maszyna. Gdy go o coś pytano, odpowiadał technokratycznymi formułkami, które w kółko powtarzał. - Przekazywałem wiadomość, musiałem wykazać przy tym pewne nieprzejednanie - tłumaczył potem. Chodziło wówczas o kontrowersyjną reformę rynku pracy Agenda 2010, która oznaczała wiele trudnych wyrzeczeń dla obywateli. Spotkała się ona z dużym sprzeciwem, także w szeregach własnej partii. Chodziło o lojalność wobec szefa SPD i ówczesnego kanclerza Gerharda Schroedera, a nie o własny nastrój - mówił po latach Scholz. Na końcu SPD straciło jednak urząd kanclerski, a do samego Scholz przytknęła łatka nudnego i pozbawionego emocji biurokraty. Czytaj też w Tygodniku Interii Angela Merkel - kanclerz w ciągłym kryzysie Cicha wspinaczka Także sama SPD nie miała łatwo z raczej introwertycznym i zorientowanym na cel pragmatykiem z Hamburga, który mówił tylko tyle, ile było niezbędne. Kiedy ubiegał się o jakieś stanowiska w partii, zazwyczaj przegrywał i to ze słabymi wynikami. Mimo to udało mu się wspiąć po drabinie politycznej kariery. Po cichu, ale bardzo skutecznie. Scholz był sekretarzem generalnym SPD, ministrem pracy, senatorem ds. wewnętrznych w Hamurgu i burmistrzem tego miasta - landu, zanim w 2018 roku przeniósł się do Berlina jako minister w rządzie Angeli Merkel. Olaf Scholz sytuowany jest w konserwatywnym skrzydle SPD, ale polityczne określenia lewica/prawica raczej nie mają tu dobrego zastosowania. Jako przewodniczący młodzieżówki SPD - Jusos, Scholz miał bardzo radykalne, socjalistyczne i antykapitalistyczne poglądy. Ale pomiędzy wstąpieniem do SPD, jeszcze jako uczeń w 1975 roku, a zdobyciem mandatu posła do Bundestagu w 1998, minęło wiele lat, w czasie których Scholz jako prawnik specjalizujący się w prawie pracy, dużo się nauczył na temat gospodarki i przedsiębiorczości. Wpływa to na niego do dziś. Dość późno Scholz zrozumiał, że w polityce trzeba też umieć dobrze się zaprezentować, wyłożyć swoje postulaty i umiejętnie je sprzedać. Ostatnio wygląda już nieco przyjaźniej, pozwala sobie na więcej emocji. To działa. W sondażach jest obecnie najpopularniejszym z całej trójki kandydatów. Polska - terra incoginta? Jeśli Olaf Scholz rzeczywiście zostanie kanclerzem, to będzie też musiał wykazać przyjazne oblicze w kontaktach z Polską - dużym i ważnym gospodarczo sąsiadem na wschodzie. Niewiele wiadomo o jakichkolwiek związkach Scholza z Polską. Jako wieloletni burmistrz Hamburga z pewnością miał do czynienia z przedstawicielami polskich środowisk w tym mieście, a jako minister finansów spotykał się ze swoimi polskimi odpowiednikami. Ale urodzony i wychowany na zachodzie Scholz nie miał z pewnością takiego kontaktu z Polakami, jak choćby dorastająca w NRD Angela Merkel, która już jako studentka bywała w Polsce. W socjaldemokratycznej SPD nie brakuje jednak ludzi, którzy od lat zajmują się stosunkami polsko-niemieckimi i to pewnie oni będą mieli wpływ na podejście do Polski ewentualnego przyszłego rządu Niemiec kierowanego przez Scholza. Mowa tu choćby o Dietmarze Nietanie, który jest wiceprzewodniczącym polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej w Bundestagu, czy o wiceszefowej SPD Klarze Geywitz, która zasiada w zarządzie Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. W przypadku przejęcia władzy przez socjaldemokratów może też wzrosnąć znaczenie Dietmara Woidke - premiera graniczącej z Polską Brandenburgii, a zarazem koordynatora rządu Niemiec ds. międzyspołecznej i przygraniczej współpracy z Polską. Niewykluczone, że rady na temat stosunków z Polską Scholz będzie mógł zasięgnąć także u własnej żony - Britty Ernst, która jest ministrem ds. oświaty, młodzieży i sportu w rządzie Brandenburgii i dość często ma kontakt z politykami i instytucjami z drugiej strony granicy.Sabine KinkartzWspółpraca: Wojciech Szymański