9 lipca br. pierwsze spotkanie marszałka Sejmu ze śledczymi zakończyło się niespodziewanie szybko. Cimoszewicz złożył wniosek o odwołanie siedmiu z ośmiu członków sejmowej komisji, oskarżając ich o stronniczość - po czym, nie odpowiadając na żadne pytanie, wyszedł z Sali Kolumnowej Sejmu. Dziennikarzom powiedział, że wybiera się do lasu. Czy na pewno nie powtórzy się ten wariant? W piątek marszałek zapowiedział, że nie będzie już składał wniosków o odwołanie któregoś z członków komisji i zamierza odpowiadać na pytania przesłuchujących. - Szkoda czasu, nie mam najmniejszych wątpliwości, jaki byłby wynik głosowania w komisji nad tymi wnioskami - to nie ma sensu - oświadczył w wywiadzie radiowym. Nie wykluczył jednak, że będzie wnosił o uchylenie poszczególnych pytań. Podkreślił, że jest - jak to określił - "pierwszym i być może jedynym świadkiem przesłuchiwanym przez tę komisję, w gorszych warunkach, przy ograniczonych uprawnieniach". Z przesłuchania zatem możemy nie dowiedzieć się niczego istotnego. Przypomnijmy, iż 9 lipca Cimoszewicz uznał, iż niemal wszyscy posłowie komisji śledczej nie są bezstronni, bo... należą do partii politycznych, które wystawiły swych kandydatów na prezydenta. W opinii marszałka Sejmu są więc zainteresowani, by on jako kandydat przodujący w sondażach stracił poparcie społeczne. Stawienie się przed oblicze komisji i odpowiadanie na pytania jej członków radzi jednak Cimoszewiczowi, mimo tych obaw, szef klubu parlamentarnego SLD Krzysztof Janik. - Trochę już to wszystko mnie śmieszy, bo sam stawałem przed komisją i widziałem, że nie bardzo ta komisja wie, o co ma mnie zapytać, więc tak pytali, jak gdyby szukając pretekstu do dalszej rozmowy. Szkoda czasu i marszałka, i członków komisji, ale pewnie powinien z nimi rozmawiać - powiedział Janik w rozmowie z INTERIA.PL. Według opozycji natomiast, marszałek ewidentnie obawia się niewygodnych pytań, ponieważ ma sporo do stracenia w swoim wyścigu o fotel prezydenta RP. - Wiem, że marszałek jest w sytuacji ambarasującej ze względu na to, że był w jakimś momencie w posiadaniu znacznego jak na jedną osobę pakietu akcji Orlenu i uczciwie mówiąc wyjaśnić, skąd zawodowy polityk, który nie wchodził do polityki jako człowiek zamożny, mógł mieć tego rodzaju środki jest w najwyższym stopniu trudne - powiedział nam lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Według lidera PiS Cimoszewicz ma sporo do ukrycia i nie jest zainteresowany szczerą rozmową z komisją. Sam Cimoszewicz uważa, że po nowelizacji ustawy o sejmowej komisji śledczej, która weszła w życie 21 lipca, jako świadek będzie w gorszej sytuacji Czy to oznacza, że gdy cierpliwość marszałka zostanie wystawiona na próbę, będziemy świadkami podobnych wydarzeń jak przy poprzednim przesłuchaniu? A może chciałby - wzorem zapowiedzi Aleksandra Kwaśniewskiego, który przed poprzednią komisją śledczą, wyjaśniającą aferę Rywina ostatecznie nie stanął, "zaśpiewać i zatańczyć"? O to, co może zrobić komisja, gdyby marszałek Cimoszewicz znów wyszedł z sali poirytowany którymś z pytań członków komisji, zapytaliśmy weterana komisji śledczej w aferze Rywina, posła PiS Zbigniewa Ziobro. - Komisja w gruncie rzeczy jest bezradna wobec arogancji i buty marszałka, dlatego, że immunitet, który go chroni, pozwala mu czynić rozmaite harce. Komisja może zwrócić się do sądu z wnioskiem o ukaranie, ale ta procedura trwa i w tym Sejmie nie należy się spodziewać rozwiązania. Jeśli pan marszałek dalej będzie się stawiał ponad prawem i czynił to, czego nie robili inni przesłuchiwani - Oleksy, Borowski czy Lech Kaczyński, którzy stawiali się przed komisją i respektowali państwo prawa - to jest to informacja dla opinii publicznej, że najwyraźniej pan marszałek Cimoszewicz czegoś się obawia, bo chyba nie obawia się członków komisji śledczej, których nie bała się nawet pani Kwaśniewska i poradziła sobie nawet na tej komisji. A skoro boi się pan Cimoszewicz, to znaczy, że nie boi się panów tam zasiadających, ale elementów, które mogą tam wypłynąć i w jakiś sposób go kompromitować. A to nie będzie dla niego najlepsze w kontekście starań o najwyższy urząd w państwie - powiedział Ziobro w rozmowie z INTERIA.PL. Według Romana Giertycha z LPR, Cimoszewicz poprzednio po prostu uciekł przed komisją. Poseł ocenił to postępowanie jako zwykłe tchórzostwo. Prawnicy różnie oceniali zachowanie marszałka. Zdaniem profesora prawa Mariana Filara, wydarzenia przed komisją śledczą ds. PKN Orlen wykraczają poza granice sensownej oceny prawnej. Jednak - według niego - Włodzimierz Cimoszewicz nie popełnił przestępstwa, opuszczając przesłuchanie. Filar porównał wówczas całą sytuację do bójki pijanych górali przed podhalańską knajpą. Natomiast zdaniem prof. Janusza Kochanowskiego, Włodzimierz Cimoszewicz złamał prawo, opuszczając posiedzenie komisji. Prezes fundacji Ius et Lex wyjaśnił, że artykuł 12 Ustawy o komisji śledczej i kodeks postępowania karnego nie dopuszczają wyjścia świadka z posiedzenia bez zezwolenia organu przesłuchującego. A przewodniczący Aumiller bezskutecznie wzywał Cimoszewicza 9 lipca do pozostania w sali. Także i podczas dzisiejszego przesłuchania zapowiada się więc ciekawa konfrontacja, w której ze względu na zbliżające się wybory parlamentarne i prezydenckie każdy z jej uczestników chciałby dobrze wypaść.