Od LPR aż po SLD w ostatnich dwóch dekadach niemal każda partia w Polsce systematycznie szła na ustępstwa klerowi. Obok podporządkowania społeczeństwa katolickiej moralności, obserwujemy także rosnącą dominację Kościoła w kwestiach materialnych. Obserwujemy jedynie z zewnątrz, bowiem, jak wyglądają finanse Kościoła, tego nie wie nikt, bo jest to najmniej przejrzysta instytucja publiczna w Polsce. Ale i to, co widać z zewnątrz, szokuje. Oto znów media donoszą, że Komisja Majątkowa przyznała Kościołowi atrakcyjne działki na krakowskich Bronowicach, choć nigdy do Kościoła nie należały. Podobnie, jak w wielu innych przypadkach, tak i teraz Kościół wybiera sobie, co chce, w zamian za rezygnację z dochodzenia swojej własności gdzie indziej (w tym wypadku ma być to rekompensata za zespół budynków w Lublinie, gdzie mieści się obecnie szpital). Szokujący jest przede wszystkim tryb reprywatyzowania kościelnego majątku, niezgodny z jakimkolwiek pojęciem sprawiedliwości. Oto w Komisji Majątkowej zajmującej się rozpatrywaniem wniosków Kościoła, w połowie zasiadają... przedstawiciele Episkopatu. Co ciekawe, od decyzji Komisji nie ma odwołania. Dzięki temu zapewne Komisja działa wyjątkowo sprawnie. Od 1991 roku na 3063 wnioski rozpatrzono już 2794. Polska to taki kraj, gdzie Kościół sam sobie przyznaje majątki przy milczącej asyście państwa. I zaczynamy już rozumieć na czym polega zawarty w latach 90. "kompromis" w sprawach ideologicznych z Kościołem. Jeśli dotąd irytowała nas ta retoryka (bo kto z kim zawierał ten kompromis? I czy kompromisem może być najbardziej restrykcyjne prawo antyaborcyjne w Europie?), ale w kontekście reprywatyzacji majątków Kościelnych sprawa staje się jasna. Kompromis widać jak czarno na białym. Przecież, gdyby o prawie do aborcji albo o lekcjach z wychowania seksualnego w szkołach decydowano tak, jak o prawie własności kościelnej, to uchwalałoby je "Zgromadzenie Narodowo-Katolickie" złożone w połowie z polskiego Sejmu a w połowie z księży i od decyzji tej nie byłoby żadnego odwołania. "Cierpieć, męczyć się i... płacić, to jedyna rola człowieka na tym ziemskim padole. Zwłaszcza płacić. I to jest charakterystyczne: o wszystkim mówią te orędzia, tylko nie o kwestiach materialnych. Utarła się taka kurtuazja, bardzo wygodna; wobec kleru, który - zbiorowo czy pojedynczo - jest najbardziej nieubłagany, gdy idzie o sprawy pieniężne, stale przystoi udawać, że te rzeczy nie istnieją, że wszystko rozgrywa się w wymiarach zaziemskich" (Boy, "Nasi okupanci"). Sławomir Sierakowski