Anurag Gawande, młody fotograf z Amravati, położonego w indyjskim stanie Maharasztra ze stolicą w Bombaju, od kilku lat pasjonuje się fotografią dzikich zwierząt. Na początku lutego wybrał się na safari do Parku Narodowego Tadoba, by wykonać kilka zdjęć, ale na pewno nie spodziewał się tego, co się wydarzy. Podczas przemierzania terenu parku na drogę wyszło nagle stworzenie. Gawande początkowo wziął je za "zwyczajnego" czarnego lamparta, którego spotkanie już samo w sobie jest nie lada wydarzeniem. Szybko jednak zauważył, że zwierzę, oprócz czarnej sierści, ma także wyraźne cętki. Jedyne, co pozostało, to zrobić zdjęcie. I na wszelki wypadek nagrać to niezwykłe zjawisko. - To było bardzo zaskakujące - relacjonuje rozemocjonowany fotograf w wywiadzie dla "Daily Mail". - Miałem ogromną nadzieję zobaczyć tygrysa i na to się nastawiałem. Tymczasem spotkaliśmy czarnego lamparta, który po prostu spacerował sobie po drodze, zaledwie kilka metrów od nas. Potem usiadł i spokojnie obserwował nas z 15, 20 minut. Gawande uważa, że jest to jedyny czarny lampart żyjący w Parku Narodowym Tadoba. Co ciekawe, twierdzi także, że spotkał się już wcześniej z dokładnie tym samym zwierzęciem. - To drugi raz, kiedy go ujrzałem - mówi. - Jestem pewien, że to ten sam lampart. Wtedy byłem tak podekscytowany, że nie dałem rady zrobić zdjęcia. Tym razem już podszedłem do tego na spokojnie. Miałem też o wiele więcej czasu. Niewiele ponad 10 proc. przedstawicieli gatunku Panthera pardus ma czarne ubarwienie. Naukowcy uważają, że taki kolor sierści u tych zwierząt jest efektem zaburzeń związanych z pigmentacją. Unikatowa "mutacja" sprawia, że czarne lamparty są atrakcyjnym celem dla kłusowników, przez co ich populacja, nie tylko na terenie Indii, ciągle maleje.