W ten sposób polscy europosłowie stracą złudzenie, że szybko zrobią wielki majątek na posadach deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Z pewnością ostudzi to zapał niektórych do kandydowania. Pomysł wypłacania eurodeputowanym z wszystkich krajów takiej samej pensji, czyli 37 tysięcy złotych oznacza, że polski europarlamentarzysta zarabiałby trzy razy więcej niż premier, a np. estoński cztery razy więcej niż szef jego rządu. Pieniądze te wypłacałby jednak Bruksela, a teraz za 54 deputowanych do Strasburga zapłacą polscy podatnicy. Ich uposażenia będą jednak należały do jednych z najniższych. Nasi europosłowie będą mieli takie same pensje jak ich koledzy w Warszawie. Dostaną jednak diety, na których będą z pewnością starali się oszczędzać jak obecni obserwatorzy, którzy np. nocują w najtańszych hotelach. Eurodeputowani nie otrzymają także szerszego, specjalnego immunitetu i zapłacą normalne, a nie wyjątkowo niskie, europejskie podatki.