"Nie, Czeczenia nie jest częścią głównej sceny międzynarodowego terroryzmu przeciwko chrześcijańskiemu Zachodowi - jak chciałby to przedstawić Putin. Tamtejszy dramat jest starszy od Al-Kaidy, rozpoczął się jako wojna o dekolonizację po brutalnym imperialnym panowaniu Rosji. Dopiero niezdolność Moskwy do zawarcia z umiarkowanymi Czeczenami układu o autonomii oraz stosowana przez wojsko polityka spalonej ziemi doprowadza do islamizacji konfliktu i przyciąga arabskich fundamentalistów oraz byłych bojowników z Afganistanu - pisze "Tagesspiegel". "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa natomiast, że dzięki zbliżeniu z Zachodem Putin dostał wolną rękę w polityce wewnętrznej: Można wręcz powiedzieć "licence to kill". (...) Pozbawiony wyobraźni na arenie społeczno-politycznej Putin stawia na to, co w autokratycznej tradycji Rosji zawsze popłacało: na represje, zastraszenie, pozbawienie praw. (...) Strategia Rosji wobec Czeczenii jest wyrazem tej postawy - konkluduje niemiecka gazeta. "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" zachodnie kraje stanęły w obliczu trudnego dylematu: Zachód potrzebuje Rosji jako partnera we "wspólnej łodzi". Putin zorientował się, że zachodnia krytyka, szczególnie niemiecka, rosyjskiego postępowania w Czeczenii brzmi łagodnie. Putin wie, że po zamachu w Moskwie Zachód nie może pozwolić sobie na krytykowanie Rosji. Putin jest absolutnym panem w rosyjskim domu. Światowy sojusz przeciwko terroryzmowi przyniósł regres w walce o uznanie w skali całego świata praw człowieka. Po 11 września świat stał się ciaśniejszy - nie zawsze w pozytywnym znaczeniu.