- Nie potrafię się tu odnaleźć. Miałam rozpocząć ostatni rok liceum. Miałam być z chłopakiem, którego kocham, ale zostaliśmy rozdzieleni. Teraz w moim życiu pojawił się ktoś inny - czy mogę mu zaufać? Coraz trudniej jest mi ukrywać uczucia. Coraz trudniej jest też kłamać. Im bardziej czuję się bezpieczna, tym większe grozi mi niebezpieczeństwo - opowiada dziewczyna. Stella jest bohaterką książki pt. "Niebezpieczne kłamstwa". Jej autorką jest Becca Fitzpatrick, znana czytelnikom z bestsellerowej sagi "Szeptem". Dla naszych internautów mamy kilka egzemplarzy jej powieści. Najpierw polecamy jednak lekturę fragmentu "Niebezpiecznych kłamstw". *** Gwałtowne pukanie zatrzęsło drzwiami pokoju hotelowego. Leżałam całkowicie nieruchomo na łóżku, skórę miałam rozgrzaną i lepką od potu. Reed przyciągnął mnie do siebie. I to by było na tyle, jeśli chodzi o nasze dziesięć minut, pomyślałam. Starałam się nie rozpłakać, gdy przytulałam głowę do ciepłej szyi Reeda. Chłonęłam umysłem każdy szczegół, próbując utrwalić tę chwilę, aby móc ją później - długo po tym, jak mnie zabiorą - w nieskończoność odtwarzać w pamięci. Nagle naszło mnie szalone pragnienie, żeby z nim uciec. Z pokoju, w którym mnie trzymali, widać było alejkę otaczającą motel. Ale gdzie mielibyśmy się ukryć albo jak uniknęlibyśmy końca na dnie rzeki Delaware z przywiązanymi do nóg cementowymi pustakami? Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Wtulając głowę w moje ramię, Reed odetchnął głęboko. On też starał się zapamiętać tę chwilę. - Pokój jest prawdopodobnie na podsłuchu - szepnął tak delikatnie, że wzięłam to niemal za westchnienie. - Powiedzieli, dokąd cię zabierają? Pokręciłam głową, a na jego pokrytej ranami i opuchniętej twarzy pojawił się wyraz rozczarowania. - No tak, mnie też nic nie zdradzili. Reed obrócił się ostrożnie, ponieważ całe ciało miał poobijane, i klęknąwszy, zaczął przesuwać dłońmi wzdłuż wezgłowia łóżka. Wysunął szufladę stolika nocnego i przekartkował leżącą w środku Biblię. Zajrzał też pod materac. Nic. Ale pokój na pewno znajdował się na podsłuchu. Nie ufali nam na tyle, by sądzić, że nie będziemy rozmawiać o tamtej nocy, choć moje zeznanie to ostatnia rzecz, o jakiej teraz myślałam. Po tym wszystkim, co zgodziłam się dla nich zrobić, nie mogli mi dać nawet dziesięciu minut na osobności z moim chłopakiem, zanim znowu nas rozłączą. - Jesteś na mnie zły? - zapytałam szeptem. Reed tkwił w tym bagnie przeze mnie i przez moją matkę. To właśnie jej kłopoty zrujnowały mu życie i zniszczyły przyszłość. Jak mógł więc nie czuć do mnie choć odrobiny urazy? Jego wahanie wywołało we mnie głęboką, bezgraniczną złość na matkę. - No co ty - odparł wreszcie łagodnie, lecz stanowczo. - Nie mów tak. Nic się nie zmieniło. Będziemy razem. Jeszcze nie teraz, ale wkrótce. Odetchnęłam z ulgą. Nie powinnam była w niego wątpić. Reed był tym jedynym. Kochał mnie i właśnie po raz kolejny dowiódł, że mogę na nim polegać. W zamku zazgrzytał klucz. - Nie zapomnij o naszym koncie mailowym - Reed szepnął mi pośpiesznie do ucha. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Delikatnym skinieniem głowy dałam mu znać, że rozumiem. Później objęłam Reeda tak mocno, że niemal pozbawiłam go tchu. Puściłam go dokładnie w chwili, gdy zastępca szeryfa Price otworzył drzwi. Za jego plecami zobaczyłam dwa czarne sedany buicki stojące na parkingu z włączonymi silnikami. Price obrzucił nas oboje wzrokiem. - Czas ruszać. Drugi z zastępców, którego nie kojarzyłam, wyprowadził Reeda z pokoju. Obejrzawszy się raz jeszcze za siebie, Reed posłał mi długie spojrzenie. Próbował się uśmiechnąć, ale był zbyt zdenerwowany i zdołał unieść tylko kącik ust. Był zdenerwowany. Serce zaczęło mi gwałtownie bić. A więc teraz albo nigdy. To ostatnia okazja do ucieczki. - Reed! - zawołałam. Ale on już siedział w samochodzie. Za przyciemnioną szybą nie mogłam dojrzeć jego twarzy. Samochód wyjechał z parkingu i przyśpieszył. Dziesięć sekund później całkowicie zniknął mi z pola widzenia. Dopiero wtedy moje serce zaczęło walić jak oszalałe. A więc to się dzieje naprawdę. Ścisnęłam mocno palcami rączkę mojej walizki. Nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie umiałam opuścić jedynego znanego mi miasta. Moich przyjaciół, mojego domu, mojej szkoły... oraz Reeda. - Na początku zawsze jest najtrudniej - odezwał się Price, wyprowadzając mnie delikatnie za łokieć na zewnątrz. - Spójrz na to w ten sposób. Masz szansę rozpocząć nowe życie, stworzyć siebie od zera. Nie myśl na razie o procesie. Nie będziesz musiała oglądać Danny’ego Balando przez wiele miesięcy, może nawet lat. Jego prawnicy zrobią wszystko, by jak najdłużej opóźnić sprawę. Widziałem już rozmaite wymówki, za pomocą których obrona odwleka proces, od zagubionej karty opłat drogowych po korki na autostradzie. - Opóźnić sprawę? - powtórzyłam niczym echo. - Opóźnienia prowadzą do uniewinnienia. Taka jest generalna zasada. Ale nie tym razem. Dzięki twoim zeznaniom Danny Balando na pewno pójdzie siedzieć. - Price ścisnął moje ramię z przekonaniem. - Ława przysięgłych ci uwierzy. Czeka go dożywocie bez możliwości warunkowego zwolnienia, możesz być tego pewna. - I przez cały czas trwania procesu pozostanie w areszcie? - spytałam z niepokojem. - Został zatrzymany bez prawa do kaucji. Nic nie może ci zrobić. Ukrywając się przez minione siedemdziesiąt dwie godziny w pokoju hotelowym w oczekiwaniu, aż diler mojej matki zostanie oskarżony o morderstwo pierwszego stopnia, a także posiadanie i handel dużymi ilościami narkotyków, sama czułam się niemal jak więzień. Przez ostatnie trzy dni nieustannie pilnowało mnie dwóch agentów biura szeryfa: dwóch rano, kolejna para po południu i jeszcze dwóch na nocnej zmianie. Nie wolno mi było ani nigdzie dzwonić, ani odbierać telefonów. Skonfiskowano mi wszystkie urządzenia elektroniczne. Miałam do dyspozycji tylko skromną garderobę składającą się z niepasujących do siebie ubrań, które zastępca szeryfa zdążył zabrać z mojej szafy. A teraz jako kluczowy świadek w federalnej sprawie karnej czekającej na swój finał w sądzie - jako że Danny Balando nie przyznał się do popełnienia stawianych mu zarzutów - miałam zostać przeniesiona do ostatecznego miejsca zesłania. Lokalizacja: nieznana. - Dokąd mnie zabieracie? - spytałam. Price odchrząknął. - Do Thunder Basin w Nebrasce. W jego głosie słychać było lekko przepraszający ton, który w zasadzie zdradził mi wszystko, co musiałam wiedzieć. To był bardzo kiepski układ. Pomagałam im wysłać za kratki groźnego przestępcę, a w zamian miałam zostać wysłana poza granice cywilizowanego świata. - A gdzie trafi Reed? - Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. - To mój chłopak. - W ten sposób dbamy o bezpieczeństwo świadków. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale wykonujemy tylko naszą pracę. Załatwiłem wam dziesięć minut, o które prosiłaś. Wiele mnie to kosztowało. Ostatnia rzecz, jakiej życzyłby sobie sędzia, to żebyście wpływali nawzajem na swoje zeznania. Zostałam zmuszona do rozstania ze swoim chłopakiem, a Price oczekiwał jeszcze ode mnie podziękowań. - A co z moją mamą? - zapytałam wprost, bez cienia emocji. Price potoczył należącą do mnie walizkę na tył buicka, starając się unikać mojego wzroku. - Została skierowana na odwyk. Nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale jeśli się postara, będzie mogła dołączyć do ciebie pod koniec wakacji. - Oboje wiemy, że nie mam na to ochoty, więc darujmy sobie te gierki. Price nie ciągnął już dalej tego tematu. Jeszcze nie wstał świt, a mnie - choć byłam tylko w szortach i koszulce bez rękawów - już oblewał pot z gorąca. Ciekawe, jak musiał się czuć Price w dżinsach i koszuli z długimi rękawami. Nie widziałam broni w przewieszonej przez ramię kaburze, ale wyczuwałam jej obecność. Przypominała mi o tym, że zagrożenie wcale nie minęło. I nie miałam pewności, czy w ogóle kiedykolwiek to nastąpi. Danny Balando nie przestanie mnie szukać. On wprawdzie siedział w więzieniu, ale reszta członków jego kartelu narkotykowego przebywała na wolności. Każdy z nich za odpowiednią opłatę wykonałby jego zlecenie. Balando mógł liczyć jedynie na to, że zabije mnie, zanim zdążę złożyć zeznania w sądzie. Wsiedliśmy do buicka i Price podał mi paszport, w którym widniało obce nazwisko. - Nie możesz tu wrócić, Stello. Już nigdy. Dotknęłam czubkami palców szyby. Wyjeżdżając przed świtem z Filadelfii, minęliśmy piekarnię. Chłopak w fartuchu uwijał się z miotłą przed wejściem. Myślałam, że może podniesie głowę, przerwie zamiatanie i odprowadzi mnie wzrokiem, ale on był zbyt zajęty pracą. Nikt nie wiedział, że stąd wyjeżdżam. W tym właśnie problem. Ulice były puste i asfalt lśnił czernią po niedawnym deszczu. Słyszałam wodę rozpryskującą się pod kołami samochodu i próbowałam zachować coś z tej chwili w pamięci. To był mój dom. Jedyne znane mi miejsce. Opuszczając je, czułam się, jakbym rezygnowała z czegoś tak niezbędnego do życia jak powietrze. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy jestem w stanie to zrobić. - Nie mam na imię Stella - odezwałam się wreszcie. - Zazwyczaj pozwalamy świadkom zatrzymać ich pierwsze imię, ale twoje jest dość rzadkie - wyjaśnił Price. - Przedsięwzięliśmy więc dodatkowe środki bezpieczeństwa. Twoje nowe imię brzmi podobnie do starego, to powinno pomóc ci się do niego przyzwyczaić. Stella Gordon. Stella, Stella, Stella. Powtarzałam to w głowie tyle razy, aż sylaby wreszcie się ze sobą połączyły. Nienawidziłam tego imienia. Buick przyśpieszył i wyjechaliśmy na autostradę międzystanową. Po chwili zobaczyłam drogowskazy na lotnisko i ostry ból ścisnął mi klatkę piersiową. Mój samolot odlatywał za cztery godziny. Trudno mi się oddychało, powietrze nie chciało wpłynąć do płuc, miałam wrażenie, jakby zamieniło się w ciężką bryłę. Wytarłam dłonie o uda. Zupełnie nie czułam, że to nowy początek. Odwróciłam głowę, aby jak najdłużej widzieć światła Filadelfii. Gdy wreszcie zostawiliśmy je za sobą w oddali, poczułam się, jakby moje życie dobiegło końca.