Savin, który mieszka przy Chester Avenue w miejscowości Bootle, opowiedział jak razem z Clarkiem spotkali Monikę 11 czerwca ubiegłego roku. Zdarzenie miało miejsce niedługo po rozstaniu się pary. Świadek zeznał, że Anthony Clark był tego dnia bardzo zdenerwowany. Sądził, że Polka spotyka się z kimś innym. Zaczął na nią krzyczeć i wpadł w szał. Następnie Monikę zabrano do domu ojca oskarżonego w Walton Village. Tam wepchnięto ją do vana. Samochód specjalnie zaparkowano bardzo blisko ściany, tak aby uniemożliwić otwarcie tylnich drzwi. Kobietę przetrzymywano przez cztery i pół godziny. Philip Savin zeznał, że straszył ją wtedy trzymając w dłoni pojemnik z benzyną. Twierdził jednak, że nie zdawał sobie sprawy, iż jego znajomy zamierza zabić kobietę. Groził jej, ponieważ dziewczyna szantażowała Clarka i w ten sposób mężczyźni chcieli ją przestraszyć. Według prokuratury oskarżony wywiózł następnie Monikę na rzadko uczęszczaną ulicę, w miejscowości Rainford. Tam ugodził ją kilkakrotnie nożem i podpalił. Kobieta resztką sił dobiegła do jednego z pobliskich domów, a następnie przewróciła się na jego progu. Załoga karetki pogotowia, która pojawiła się na miejscu zdarzenia zeznała, że w momencie znalezienia dziewczyna "wciąż się tliła", a poparzenia pokrywały 80 procent jej ciała. Zdołała jednak przekazać im dane sprawcy. Zmarła dwie godziny później w Whiston Hospital. W październiku ubiegłego roku Savin usłyszał zarzut morderstwa. Obecnie zeznaje jednak jako świadek prokuratury. Goniec.com dotarł do rodziny ofiary. "Minęło już sporo czasu. Rany się powoli zasklepiają, ale to co spotkało Monikę, jest tak okropne, że nie wiem, czy kiedyś uda nam się o tym zapomnieć" - mówi kuzyn Moniki Szmecht. Proces jest w toku. Iwona Kadłuczka - Goniec.com