Centrala NFZ poinformowała Polską Agencję Prasową, że świadczeń oznaczonych w katalogu jako M17 indukcja poronienia, co oznacza legalną aborcję najwięcej rozliczono w dolnośląskim oddziale Funduszu - 289, mazowieckim - 269 i wielkopolskim - 214. W oddziale łódzkim było 190 legalnych zabiegów przerwania ciąży, w małopolskim - 184, pomorskim - 173. Śląski NFZ rozliczył ich 108, kujawsko-pomorski - 107, świętokrzyski - 99, opolski - 54, zachodniopomorski - 65 (wcześniej podawano 80; zmiana wynika z rozliczeń między oddziałami NFZ), warmińsko-mazurski - 26 i podlaski - 20. Najmniej zabiegów było w woj. lubuskim - dwa, lubelskim - 5 i podkarpackim - 7. Liczba aborcji a dostępność do badań W Polsce, w myśl obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (z 1993 r.) aborcji można dokonywać, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. W opinii Konsultanta Krajowego w dziedzinie Perinatologii prof. Mirosława Wielgosia, na wzrost danych dotyczących legalnie wykonywanej aborcji może mieć wpływ większa dostępność do badań. - Obejmują one swoim zasięgiem coraz więcej ciężarnych kobiet - powiedział. Zaznaczył jednak, że upowszechnienie badań nie służy tylko przerywaniu ciąży, ale przede wszystkim wykrywaniu wad płodu. Dzięki ich wynikom mogą być podjęte interwencje prenatalne. W wielu przypadkach umożliwiają one leczenie dzieci jeszcze w łonie matki - wyjaśnił. Inną przyczyną wzrostu liczby zabiegów może być - jak podkreślił - większa raportowalność szpitali o tym, że na ich oddziałach są wykonywane tego typu świadczenia. "Mniej szpitali odmawia aborcji" Konsultant krajowy zaznaczył, że kobieta - mając wyniki badań i wiedząc, że jej dziecko może urodzić się ciężko chore lub niezdolne do życia - sama podejmuje decyzję o przerwaniu ciąży w granicach przewidzianych prawem. - To jest tylko jej decyzja, nikt nie może na nią wpływać, nawet partner. Każda kobieta w tej sytuacji ocenia własne możliwości - fizyczne, psychiczne, ekonomiczne i podejmuje odpowiednią dla siebie decyzję - podkreślił prof Wielgoś. Także według ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego Szpitala Bielańskiego w Warszawie prof. Romualda Dębskiego większa liczba wykonanych legalnych aborcji jest efektem większej dostępności do diagnostyki i badań prenatalnych. Dodał, że wiele oddziałów ginekologicznych zmieniło swoje podejście po sprawie doktora Bogdana Chazana. - W efekcie mniej szpitali odmawia aborcji - ocenia Dębski. Według niego wiele kobiet, w sytuacji gdy badania wykazują wady płodu, jest skłonnych przerwać ciążę. Dębski uważa, że podana przez NFZ liczba rozliczonych aborcji dotyczy głównie tej grupy kobiet, która urodziłaby bardzo chore dzieci. Marginalna jest - jego zdaniem - liczba zabiegów przerwania ciąży będącej wynikiem gwałtu. Rząd jest zobowiązany do corocznego przedstawiania w Sejmie sprawozdania z wykonania ustawy; zestawienie przygotowuje resort zdrowia. Ostatnie dane dotyczą roku 2011 r., kiedy to przeprowadzono 669 aborcji i w 2012 r. - 752 zabiegów legalnego przerwania ciąży. Sprawozdanie za 2013 r. nie zostało upublicznione; na początku marca resort zdrowia poinformował, że jego projekt jest przed rozpatrzeniem przez Komitet Stały Rady Ministrów. Jesienią zeszłego roku w ramach konsultacji nad projektem sprawozdania swoje krytyczne opinie do niego opublikowała pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Małgorzata Fuszara. Według niej w dokumencie brakowało szczegółowych danych dot. badań prenatalnych i antykoncepcji, a także szacunków organizacji pozarządowych o liczbie nielegalnych aborcji. Wskazała m.in., że w projekcie brakuje informacji, ile kobiet skorzystało z badań prenatalnych i ile w związku z tym dokonało legalnego zabiegu przerwania ciąży. Ustawę o planowaniu rodziny od lat krytykują środowiska feministyczne. Zdaniem ich przedstawicielek ustawa nie spowodowała zmniejszenia liczby aborcji, zaś zwiększyło się ryzyko związane z jej przeprowadzaniem, wzrosła skala podziemia aborcyjnego. Liczbę nielegalnych aborcji organizacje te szacują na przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy rocznie. Projekty ustawy dot. aborcjiPrzeciwnicy aborcji tydzień temu ogłosili zamiar zbierania podpisów pod projektem ustawy zaostrzającej przepisy dotyczące przerywania ciąży. To kolejna próba zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji podejmowana przez to środowisko. Projekt przewiduje, że za przerywanie ciąży za zgodą kobiety grozić ma kara pozbawienia wolności do lat trzech; taka sama kara grozić ma za pomoc kobiecie ciężarnej w przerwaniu ciąży lub nakłanianie jej do tego. W projekcie zapisano, że kto dopuszcza się tego (przerwania, pomocy w nim lub nakłaniania) "gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". We wrześniu 2013 r. Sejm odrzucił poprzedni projekt zaostrzający ustawę aborcyjną, który powstał z inicjatywy Fundacji Pro - prawo do życia. Zebrano pod nim ponad 400 tys. podpisów. Jego autorzy chcieli wprowadzenia zakazu tzw. aborcji eugenicznej - gdy występuje duże prawdopodobieństwo upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby. Ponad dwa lata wcześniej ta sama organizacja złożyła w Sejmie projekt całkowicie zakazujący przerywania ciąży. Został odrzucony. W październiku 2012 r. Sejm odrzucił projekt Ruchu Palikota liberalizujący przepisy dotyczące aborcji (dopuszczał przerwanie ciąży w pierwszych 12 tygodniach), a skierował do dalszych prac projekt Solidarnej Polski wprowadzający zakaz aborcji ze względu na upośledzenie lub nieuleczalną chorobę płodu. Było to możliwe dzięki głosom posłów PO - 40 z nich zagłosowało za skierowaniem projektu SP do komisji, a 28 wstrzymało się od głosu. Niezadowolenie z powodu nieodrzucenia projektu SP wyraził premier, który wykluczył udział PO w "wojnie aborcyjnej"; dwa tygodnie później Sejm projekt odrzucił.