Robert Kopeć, Interia: Niedawno odstawiła pani kule w kąt. Proszę powiedzieć, jak się pani czuje? Czy już wznowiła pani treningi? Maryna Gąsienica-Daniel (reprezentantka Polski w narciarstwie alpejskim): - Czuję się dobrze. Powoli wracam do treningów. Praktycznie wykonuję już wszystkie ćwiczenia. Początkowo nie mogłam obciążać złamanej nogi i było to spore ograniczenie, ale stopniowo zaczynam to robić. Odłożyłam całkowicie kule i mam nadzieje, że ten proces powrotu do pełnej sprawności będzie teraz szybko postępował. Etap rehabilitacji ma pani już za sobą? - Nie do końca. Cały czas się rehabilituję. Kontuzjowana noga ciągle potrzebuje różnych zabiegów fizjoterapeutycznych. Jest takie połączenie treningu i rehabilitacji. A co w ogóle się stało podczas treningu w Nowej Zelandii, że doznała pani tak ciężkiej kontuzji? - Zaliczyłam tak naprawdę niewinny upadek, klasyczny błąd w którym podbiło mi zewnętrzną nartę, obróciło mnie tyłem do kierunku jazdy i "chwyciło" mi nartę. Doszło do złamania kompresyjnego głowy kości piszczelowej. Czy to pierwsza tak poważna kontuzja w pani karierze? - Tak. Do tej pory miałam jakieś drobne urazy, nic wielkiego. Czy w tym sezonie jest szansa, żeby pani wystartowała? - Z trenerem będziemy na bieżąco monitorować sytuację. Mam dobrą pozycję startową na przyszły sezon, więc jeżeli będę w stanie w tym roku wystartować i będę w dobrej formie, to jak najbardziej mogę to zrobić. Jeżeli nie, to nie będę robić nic na siłę, ani tym bardziej ryzykować. Bardzo chce wystartować, bardzo chcę wrócić do rywalizacji. To też przyczynia się do tego, że pracuję z większą motywacją i żeby wszystko szybciej się goiło. Serce by chciało. A jeśli się nie uda, to po prostu lepiej przygotuję się do startów za rok. Tęskni pani za śniegiem? - Oj tak (śmiech). Dobrze, że teraz jeszcze jest mało śniegu w Zakopanem, ale jak już spadnie więcej, to mam nadzieję, że wtedy założę narty.