Zdaniem Tomasza Nałęcza, Lew Rywin nie działał sam; producent filmowy był tylko posłańcem, który realizował zleconą mu misję. Do grupy trzymającej władzę - według Nałęcza - w pierwszej kolejności trzeba zaliczyć byłego prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego. To on - zdaniem przewodniczącego komisji - był motorem i osią całej intrygi, to on m.in. w willi Rywina na Mazurach ustalał korupcyjne scenariusze i on dzwonił do producenta po feralnej rozmowie z Michnikiem. Według Nałęcza Kwiatkowski współdziałał z szefową gabinetu politycznego premiera Aleksandrą Jakubowską oraz z sekretarzem KRRiT Włodzimierzem Czarzastym, czyli osobami, które jego zdaniem miały realny wpływ na zapisy ustawowe i swoimi kompetencjami uwiarygodniały treść korupcyjnej oferty. Ustalenie osób, wchodzących w skład grupy trzymającej władzę, to jednak nie jedyne zadanie komisji śledczej. Posłowie mieli także uzgodnić, czy wysocy funkcjonariusze państwa popełnili przestępstwo nie powiadamiając prokuratury o korupcyjnej propozycji Rywina. I w tej części raportu Nałęcz jest znacznie ostrożniejszy niż w pierwszej, ostrożniejszy także niż inni członkowie komisji. Jego podstawowa teza brzmi: nie ma podstaw do przedstawienia komukolwiek zarzutu niedopełnienia obowiązku powiadomienia prokuratury o próbie wymuszenia łapówki. Nałęcz daje wiarę tłumaczeniom premiera i jego podwładnych, którzy twierdzili, że potraktowali propozycję Rywina jako bzdurę i bezsens. Według przewodniczącego komisji, dopiero publikacja w "Gazecie Wyborczej" mogła być podstawą do wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Dlaczego raport Nałęcza jest tak ubogi w konkrety? Posłuchaj relacji reportera RMF Tomasza Skorego: