Miasteczko Nachikatsuura w prefekturze Wakayama w zachodniej Japonii słynie z dwóch rzeczy: zabytkowego kompleksu sakralnego Kumano Sanzan, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO i... tuńczyka. Na co dzień wizytówką miejscowości jest to pierwsze. Buddyjskie świątynie mają wartość nie tylko historyczną czy wizualną, dla wielu to nadal miejsca święte, a majestatyczny Wodospad Nachi uznawany jest nawet za centrum duchowe tradycji shintō. Od czasu do czasu zdarza się jednak tak, że uwagę świata ściąga na Nachikatsuurę połów pospolitej ryby, którą wszyscy znają raczej z wydania puszkowego, a nie jako olbrzyma z morza. W nadmorskim mieście regularnie odbywają się wielkie targi tuńczyka pospolitego, podczas których lokalni rybacy nie tylko starają się sprzedać swoje towary po jak najlepszych cenach, ale także chwalą się tym, co udało im się złowić. W ten sposób docieramy do pana, który jak to bywa w przypadku skromnych Japończyków, postanowił pozostać anonimowy dla świata, choć okoliczni mieszkańcy z pewnością wiedzą, kto i zacz, i do dzisiaj patrzą na niego z zazdrością. Jest to bowiem zwycięzca nieoficjalnego konkursu na złowienie największego tuńczyka w sezonie. Zasady są proste: im większe liczby, tym lepiej. Nie ma tu oczywiście skomplikowanego regulaminu, nikt też nie prowadzi rejestrów ani nie rozdaje nagród. Zawsze jednak przyjemnie jest zaprezentować wszystkim taką zdobycz. Tegoroczny triumfator wyrwał morzu bestię o długości ciała 2,5 metra i wadze 340 kilogramów, ale praktyczni mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni preferują inny przelicznik. Jak policzono, z tego jednego tuńczyka będzie można przyrządzić... 1700 porcji popularnego dania sashimi! Czy jest to największy tuńczyk złowiony w historii? Nie. Czy to ryba, którą warto się pochwalić? Zdecydowanie tak! ***Zobacz także***