Floyd Hayes z dzielnicy Clinton Hill, będącej częścią okręgu Brooklyn w Nowym Jorku, trafił na pierwsze strony lokalnych gazet i czołówki portali po tym, jak zarejestrował piwo jako "zwierzę wspierające terapię" w Amerykańskim Rejestrze Psów Opiekunów. Pomimo swojej nazwy, instytucja ta zajmuje się prowadzeniem kartoteki i udzielaniem specjalnego statusu zwierzęcia - asystenta bez względu na to, czy jest to pies, czy coś innego. W tym drugim najwyraźniej zawierają się nie tylko czworo- czy dwunogi, ale także napoje. Mężczyzna przyznaje, że nie zrobił tego przez jakieś poważne problemy emocjonalne czy psychiczne (chociaż tłumaczy, że wsparcie w tym temacie zawsze się przydaje). Chodziło mu głównie o to, żeby móc popijać złocisty napój w miejscach publicznych oraz w środkach komunikacji. - Bardzo dużo jeżdżę po Brooklynie komunikacją miejską - mówi pochodzący z Anglii Hayes. - W autobusie nie można spożywać alkoholu ani palić tytoniu, chyba że ma się na to specjalne pozwolenie. Zawsze zastanawiałem się, co to za pozwolenie. No i się dowiedziałem. Nie, żebym miał problem z alkoholem czy coś. - To był bardziej rodzaj eksperymentu - kontynuuje nowojorczyk. - Nie chciałem się nabijać z problemów emocjonalnych innych ludzi, chorób psychicznych czy zooterapii jako takiej. Szczerze nie podejrzewałem, że w ogóle się uda. Hayes całą sprawę załatwił online. Po prostu wpisał "piwo" jako zwierzę asystujące i zaznaczył rubrykę, stanowiącą o tym, że asystent "nie potrzebuje treningu", a wniosek przeszedł. Kiedy sprawa zyskała rozgłos, skomentowali ją pracownicy Rejestru Psów Opiekunów. W oświadczeniu dla mediów napisano: "Pan Hayes może sobie rejestrować, co mu się żywnie podoba, ale to nie znaczy, że będzie mógł spożywać wszędzie alkohol - do tego potrzeba specjalnego pozwolenia od lekarza". Sam zainteresowany twierdzi jednak, że póki co wszystko idzie zgodnie z planem. Kilka razy pił już piwko na przystanku oraz w autobusie. - Jak na razie nie miałem żadnych problemów - podsumowuje całą historię.