- Dziś tysiące Irakijczyków poszukują swoich krewnych, którzy zniknęli w czasie rządów reżimu Husajna. Na razie nikt nie jest w stanie im pomóc. Dokumenty i komputery wywożono z gmachu Mukhabaratu jeszcze przed wojną. W budynku znajdujemy tylko oficjalne pisma, kartki papieru z emblematem wywiadu, blankiety legitymacji - mówi Przemysław Marzec. Ludzie wynoszą z budynku kasety z nagraniami przesłuchań, zdjęcia obserwowanych przez wywiad Irakijczyków i płyty CD. To jednak jedynie znikoma część tego, co gromadzono tam przez lata. - Przy wejściu na teren Mukhabaratu nie ma żadnych oznaczeń, ale ludzie sami wskazali naszym reporterom bramę - charakterystyczne trójkątne sklepienie. To znak rozpoznawczy wywiadu. Za tym sklepieniem niewielka grupka Irakijczyków. Nie pozwalają się fotografować, a na rozmowę zgadzają się dopiero po długich namowach, gdy są pewni, że nikt nie przysłuchuje się rozmowie - opowiada Jan Mikruta. Irakijczycy mówili, że Mukhabarat to najgorsze miejsce, jakie można sobie wyobrazić. - Tu byli torturowani, męczeni i mordowani wszyscy, którzy powiedzieli cokolwiek złego o prezydencie. Baliśmy się tego miejsca. Stąd prawie nikt nie wychodził. Lepiej było po prostu szybko przejechać obok, nie zatrzymywać się, nawet nie patrzeć - opowiadali Irakijczycy. Nawet teraz w tym gmachu jest znacznie mniej szabrowników niż w prezydenckich pałacach. To miejsce wciąż budzi grozę.