Choroba? Szkodniki? Grzyb? Pasożyt? Bakteria? Niekorzystne warunki pogodowe? Szkodliwe związki w glebie? Sabotaż? Sadownicy z Włoch bezskutecznie próbują od lat zidentyfikować problem, który rujnuje uprawy chińskiego agrestu, czyli kiwi na Półwyspie Apenińskim. Nazwali go "morìa", czyli "wymieranie". Zaczyna się od liści. Najpierw schną i pochylają się ku ziemi. Po około 10 dniach konsekwentnego obumierania odpadają, wystawiając owoce na bezpośrednie działanie światła słonecznego. Równocześnie pod ziemią korzenie rośliny zaczynają gnić i ciemnieją. Po sezonie, góra dwóch aktinidia (bo tak nazywają się pnącza dające owoce kiwi) umiera. Pomimo tego, że problem pojawił się osiem lat temu, pierwszy raz w okolicach Werony, nadal nie opracowano żadnego remedium. W momencie, w którym rolnik zauważa jego wyraźne oznaki na roślinie, jest już za późno. Naukowcy twierdzą, że nazywanie "wymierania" chorobą, nie jest w pełni poprawne. Jak na razie nie stwierdzono, że jest to jakiś rodzaj schorzenia. Badacze, tak jak rolnicy, próbują rozwikłać tę zagadkę od 2012 roku. Przez ten czas przetestowano mnóstwo hipotez: od grzybów, przez wszelakiego rodzaju znane ludzkości bakterie, po poziom tlenu w glebie czy jej skład. - Badanie czegoś takiego jest niezwykle trudne - mówi w wywiadach dla "The Guardian" Lorenzo Tosi kierujący analizami. - Żeby poznać przyczynę podobnego zjawiska, izolujemy poszczególne elementy i przeprowadzamy eksperymenty. W tym wypadku nie jesteśmy w stanie uzyskać nawet wskazówki. Hodowcy są zdesperowani. Próbowali wykorzenić całe uprawy i zastąpić stare rośliny nowymi, zakładać nowe plantacje na "świeżej" ziemi, wprowadzać tradycyjne metody sprzed lat, ale morìa zawsze wraca. Nie mogąc znaleźć sensownego wytłumaczenia, naukowcy zaczęli zastanawiać się nad tym, czy przyczyną obumierania kiwi we Włoszech nie jest globalne ocieplenie. Hipotezę tę popiera Laura Bardi, mikrobiolog analizujący problem od lat. Idealna temperatura dla rozwoju włochatego owoca to 25 - 27 st. w skali Celsjusza. Od kilku lat średnie temperatury we Włoszech w lecie sięgają 30. Do tego dochodzą bardzo intensywne opady, które w krótkim czasie bardzo obciążają niewielkie rośliny. Niezależnie od źródła, problem wydaje się całkiem poważny. W okolicach Werony, gdzie zaczęła się dziwna zaraza, uprawy kiwi zmniejszyły się aż o 84 proc. Morìa ma także coraz większy zasięg. Najmocniej uderzyła w Italii, ale podobne zjawisko widziano już w Grecji, Turcji, Japonii czy w Chinach.