W czasie II wojny światowej okupujący Polskę Niemcy przejęli mienie tysięcy ofiar holokaustu. Po wojnie komunistyczny rząd Polski znacjonalizował te aktywa i odrzucił wnioski ocalałych z holokaustu, którzy domagali się reparacji. Dla wszystkich po 15 procent Obecnie w polskim parlamencie jest dyskutowana ustawa reprywatyzacyjna, która przewiduje finansowe odszkodowania w wymiarze 15 procent wartości utraconego majątku. Należności miałyby być wypłacane w formie pieniężnej. Według rządowego projektu, za mienie żydowskie zagrabione przez Niemców, a następnie przywłaszczone przez PRL, rekompensaty przysługiwałyby na tej samej zasadzie jak za polski majątek znacjonalizowany po wojnie. I to właśnie nie podoba się żydowskim organizacjom. Protest Związku Żydów Polskich Związek Żydów Polskich (ZŻP) w Izraelu w specjalnym oświadczeniu skierowanym wczoraj do premiera Marka Belki napisał, że dostrzega "poważne uchybienia natury moralnej i merytorycznej" w rządowym projekcie ustawy reprywatyzacyjnej. Zdaniem Związku, projekt ten w pewnym sensie moralnie sankcjonuje gospodarczy holokaust. "Postawienie hitlerowskiej grabieży mienia żydowskiego, która stanowiła gospodarczą część holokaustu, na równi z uznawanymi za niesprawiedliwe i krzywdzące, ale formalnie legalne, posunięcia gospodarcze rządów niepodległej Polski, oznacza de facto nadanie hitlerowskim zarządzeniom pozorów legalności" - napisano w oświadczeniu. "Jeśli sprawa mienia żydowskiego (...) potraktowana zostanie na równi z nacjonalizacją, reformą rolną czy innymi formami krzywdzącego i uznawanego dziś za nieuzasadnione zagarnięcie mienia obywateli polskich przez polskie władze w okresie po II wojnie światowej i hitlerowskiej okupacji, oznaczać to będzie utrzymanie w roku 2005 zasady, iż hitlerowska grabież mienia żydowskiego była 'legalna' i uznanie tego mienia w roku 1946 przez Polskę Ludową za 'mienie poniemieckie' było z punktu widzenia prawnego słuszne i uzasadnione" - podkreśla ZŻP. Apel Światowego Kongresu Żydów Problemem jest też forma i wysokość przewidywanej rekompensaty. W opublikowanym pod koniec czerwca raporcie Światowego Kongresu Żydów zaapelowano do polskiego rządu o pełną restytucję mienia zagarniętego polskim Żydom w czasie i po II wojnie światowej lub - jeśli własność nie może być zwrócona - umożliwienia rekompensat większych niż planowane 15 procent ogólnej jej wartości. Prezes Kongresu, a zarazem przewodniczący Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, Edgar Bronfman, także odwołał się do argumentów moralnych: "Reputację Polski, jako siły moralnego dobra, tylko umocni osiągnięcie sprawiedliwego i wszechstronnego rozwiązania sprawy restytucji prywatnej własności skonfiskowanej Żydom przez nazistów i upaństwowionej przez polskie władze" - napisał w swoim apelu Bronfman. "Żydzi nie będą specjalnie traktowani" Polskie stanowisko w tej sprawie jest jednak jasne. Minister spraw zagranicznych, Adam Daniel Rotfeld, odnosząc się do raportu Kongresu powiedział, że Żydzi powinni być traktowani na tych samych zasadach, na jakich traktowani są wszyscy, którzy utracili swoją własność. Według niego, "żadna kategoria etniczna i narodowa nie powinna być traktowana inaczej" i nie ma "jakiejś specyfiki traktowania własności żydowskiej". Minister uważa, że ustawa reprywatyzacyjna musi uwzględniać dwa elementy - sprawiedliwość i poszanowanie prawa. - Poszanowanie prawa nakazuje respektowanie własności, a element sprawiedliwości polega w przypadku Polski na tym, że był to kraj najbardziej zniszczony i doświadczony wojną, gdzie zwrot w większym stopniu niż 15 procent praktycznie prowadziłby do załamania każdego państwa - podkreślił Rotfeld. Trudno się jednak spodziewać, by sprawa znalazła szybki finał. I chodzi tu nie tylko o protesty Żydów. Marek Suski (PiS), szef nadzwyczajnej podkomisji, która pracuje nad projektem, przyznaje, że nie wie, czy uda się dokończyć prace nad nim przed końcem tej kadencji Sejmu. Wygląda więc na to, że ta kwestia jeszcze długo nie zostanie rozwiązana.